Data: 12.03.2006, niedziela

Zima zła, czyli w poszukiwaniu błota i zamarzające przerzutki

Trasa: Tyniec, Lasek Wolski
Dystans: 46 km
Rowerzystów: 3
Gleb: 2.5
Gum: 0
Snowbike
Po długiej przerwie, czując w powietrzu zbliżającą się wiosnę, radośnie wyprowadziliśmy nasze rowerki na kolejną przygodę. Oczywiście mieliśmy smaka na coś więcej niż Lasek, więc ruszyliśmy do Tyńca. Pierwsze zderzenie z warunkami terenowymi miało miejsce na Skałkach, bez rewelacji, ale z nadzieją na dobre jeżdżenie. Największa radość miała miejsce w Pychowicach, gdzie pokrywa śnieżna przegrała już batalię pierwszymi mocniejszymi promieniami słońca. Na widok pięknego błotka wstąpiły nas nowe siły i cała nasza trójka z okrzykami radości zaczęła kręcić, co sił by spod kół leciało jak najwięcej świeżego błotka. Euforia byłą tak wielka, że MC i Azar mieli problemy z opanowaniem rowerów. Oczywiście musiało się to skończyć piękną glebą w wykonaniu Azara, po której był on cały upaprany w błocie i jak zawsze wielce szczęśliwy. Entuzjazm jednak nie opuszczał nas dalej, postanowiliśmy z MC zrobić sobie trening i pod Skotniki podjechaliśmy tempem 25km/h, zostawiając w tyle zdegustowanego Azara.


Trzymając się dalej rowerowego szlaku jechaliśmy do Tyńca. Tutaj warunki były coraz gorsze, w lesie leżał śnieg, twardy, nierówny i zmrożony, miejscami lód. Właśnie na takim lodzie zaliczyłem dość twardą glebę. Potem przyszedł czas na wliczone w koszty podejście. Oczywiście nagrodą za ten trud miał być piękny zjazd, jednak jazda znów okazała się niemożliwa, i zupełnie zdegustowanie sprowadziliśmy rowery. W tym momencie doszliśmy do jedynego słusznego wniosku, że w końcu trzeba coś zjeść:)

Pałaszując nasze zapasy u stóp opactwa w Tyńcu przemarzliśmy okropnie, mimo posiadanie dwóch termosów ciepłej herbaty. Największą atrakcją było jednak podziwianie rozmaitych tworów lodowych, które powstały na naszych rowerach, dodajmy skutecznie uniemożliwiając korzystanie z przerzutek. Dodatkowo niewiele brakowało, a aparat MCiego byłby się nieuchronnie znalazł w mętnych wodach Wisły, gdyby nie ofiarna interwencja Azara, który przepłacił ją zgubieniem kubka-nakrętki od termosu.

W minorowych nastrojach ruszyliśmy w końcu dalej, ciężko zmagając się z mroźnym wschodnim wiatrem. Przeprawiliśmy się autostradą przez Wisłę i zaczęliśmy żmudną wspinaczkę pod Kopiec Piłsudskiego. Wcześniej jeszcze Azar wygrał lotną premię pod Wodociągami. Wracając do podjazdu to miejscami był on strasznie oblodzony, co skutecznie uniemożliwiało jazdę, przynajmniej niektórym, bo MC radził sobie doskonale. Gdy tak zmagaliśmy się z brakiem przyczepności niemalże przeklinając swoj los, naprzeciw nam wyjechała czteroosobowa rodzinka zupełnie jakby był środek lata!! Kaski z głów!!

Jako że byliśmy nieco zniechęceni panującymi warunkami, nie zatrzymywaliśmy się pod kopcem, lecz od razu pognaliśmy w dół standardową trasą do Wesołej Polany. Tutaj było w końcu fantastycznie. Równo ubite ścieżki w lasku pozwalały na wspaniałą jazdę, która wynagrodziła nam trudy całej wycieczki, podnosząc poziom adrenaliny i zaznaczając się szczerym uśmiechem na twarzach. Wszyscy jednak w myślach tęsknimy do wiosny, która stopi w końcu śniegi tak ograniczające nasze wyprawy. BYLE DO WIOSNY !!!!

Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
Gleby: 2
mc
Michał
miszczu komin
Przemek Mrozek
Gleby: 0.5

Zdjęcia:

Tagi:

brak

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: