Data: 23.12.2006, sobota

Opłatkowy wyjazd

Trasa: Most Grunwaldzki, Lasek, Morawica, Dolina Mnikowska, Kryspinów, Lasek,
Dystans: 60 km
Rowerzystów: 2
Gleb: 0
Gum: 0
Wyjazd Opłatkowy
Świąteczny okres, to czas na odpoczynek od codziennych problemów i zmartwień. Dla mnie osobiście jedna z nielicznych aktualnie okazji żeby w Krakowie spędzić więcej czasu. Oczywiście jedną z najkorzystniejszych form spędzania czasu jest jazda na rowerze. Dodatkowo do przejażdżek zachęca wspaniała tej zimy pogoda, absolutny brak śniegu, nieczęsty deszcz i ogólnie dodatnie temperatury – sama radość.


Tak więc spotkaliśmy się z Abdulem, obowiązkowo pod Mostem i obowiązkowo 10 minut po czasie:) Po dokonaniu drobnych regulacji przy naszych rowerkach, doszliśmy do szybkiego wniosku, że należałoby pojechać gdzieś dalej niż do Lasku. Biorąc pod uwagę, długość dnia (a w zasadzie jego krótkość;) oraz naszą kondycję, równie mizerną w obu przypadkach, postanowiliśmy pojechać do Dolinki Mnikowskiej. Jako że temperatura nie zachęcała do przedłużania pogaduszek pod Mostem, czym prędzej ruszyliśmy w drogę.


Oczywiście ani Sikornika, ani Lasku Wolskiego nie omijaliśmy, jednak nie kręciliśmy się tam nadmiernie. Sprawdziliśmy jedynie jak tragicznie wybrukowano Białą Drogę, poczym podjechaliśmy pod ZOO, aby sprawdzić czy dwa nowe słonie można już oglądać na wybiegu. Słonie były, my nie zatrzymując się pojechaliśmy dalej żółtym szlakiem pod Klasztor. Muszę zaznaczyć, że ta wycieczka była właściwie pierwszą okazją aby w pełni wypróbować mój nowy amortyzator. Komfort jazdy mam teraz znacznie większy, jednak czasem mam problemy z opanowaniem roweru, co w kilku przypadkach było dość niebezpieczne i mogło się różnie skończyć. W każdym razie podłoże w lasku urozmaicone błotem i liśćmi było dość wymagające i jazda dostarczała nam wiele satysfakcji.


Spod Klasztoru udaliśmy się niebieskim, a następnie czarnym szlakiem w stronę lotniska, które objechaliśmy od południowej strony lądując w Morawicy. Tutaj zatrzymaliśmy się na małe conieco zakrapiane herbatką z sokiem malinowym. Przy okazji podziwialiśmy samoloty licznie startujące z Balic. Przerwa, mimo że potrzebna, wybiła nas nieco z rytmu, jednak wiedzieliśmy, że jedynie jazda może nas rozgrzać. Czym prędzej wpięliśmy się w SPDy i pomknęliśmy prosto do celu.


Zjazd wąwozem Półrzeczki, a następnie Dolinką Mnikowską, jak zawsze przyniósł nam wiele radości, a także nieco adrenaliny i błota:) Czyli generalnie tego czego szukamy na trasach. Teraz dla odmiany czekał nas asfaltowy odcinek do Kryspinowa, na szczęście z góry i z wiatrem więc nie narzekaliśmy specjalnie. Tym bardziej, że było jeszcze na tyle wcześnie, że mogliśmy jeszcze raz zahaczyć o Lasek. Jednak zanim jeszcze dojechaliśmy do ‘Krakowskiego Balatonu’ drogę zajechało nam czarne BMW... Z wnętrza auta uśmiechał się do nas Kamil, którego możecie kojarzyć jako dowhillowca z relacji pt. AZS w Zimnym Dole i nieprzeciętny gość DH . Spotkanie to było tyleż niespodziewane, co bardzo sympatyczne. Po krótkiej pogawędce, Kamil ruszył z piskiem opon w swoją stronę, a my w swoją (też z piskiem opon, a jak!!).


W Kryspinowie chwyciliśmy zielony szlak, którym przejechaliśmy do obserwatorium i znów pod ZOO. Tym razem zamiast słoni oglądaliśmy Lamę. Po tym dość długim podjeździe, należał nam się porządny zjazd. Wybór padł na żółty szlak, który swego czasu kończył każdą trasę w lasku, tak było i tym razem. Z Lasku skierowaliśmy się w stronę Ruczaju, przejeżdżając przez Skałki Twardowskiego i koło nowo budowanych budynków na III Kamusie UJ. Na koniec, by na Święta zadbać o nasze rowery podjechaliśmy do myjni i umyliśmy je z nadmiaru błota poczym udaliśmy się do domów.


Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

abdul
Artur
miszczu komin
Przemek Mrozek

Tagi:

brak

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: