Data: 27.12.2007, czwartek

Kawalerski z Giewontem w tle

Ten wyjazd znalazł się na 7. miejscu w rankingu najlepszych wyjazdów w sezonie 2007

Trasa: na Gubałówke przez Ząb - zjazd zielonym - podjazd asfaltem - zjazd niebieskim
Dystans: 21 km
Rowerzystów: 2
Gleb: 1.5
Gum: 0
Charakterystyka:
Wyjazd górski
Snowbike
Stało się! :) Kolejny wyjazd kawalerski! Miszczu Komin się żeni :)



Wyjazd kawalerski żądzi się swoimi prawami - nie może być zwyczajny :) Frekwencja niestety nie dopisała, ale była chyba to jedna rzecz która w tym dniu "nie dopisała". Gubałówka zdobyta dwa razy, piękny śnieżek, genialna pogoda i widoki które były po prostu niebezpieczne (nie wiadomo czy patrzeć pod koła czy na góry:). Dodatkowo było to zamknięcie sezonu jak również - najkrótszy wyjazd roku! Ale w końcu nie dla statystyk się jeździ ;)



Mapa i dane z połowy wyjazdu

GPS Track



Zgodnie z nowo ustanowioną szprychową tradycją, gdy któryś z nas bierze Ślub wypada mu zorganizować wyjazd kawalerski. Tym razem ta przypadłość dopadła mnie. Niestety tym razem frekwencja nie dopisała i oprócz głównego bohatera wyzwanie podjął tylko Azar. Jemu akurat nie ma się co dziwić, bo został mianowany również świadkiem.


W zależności od warunków mieliśmy pojechać do Myślenic albo do Zakopanego. Ku mojemu i chyba nie tylko mojemu, zaskoczeniu Azar przyjechał po mnie autem punktualnie o 7:30. Szybko zapakowaliśmy mój rower i przez świeżo otwarte Rondo Mogilskie pojechaliśmy na południe. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do pewnego marketu budowlanego żeby nabyć promocyjne zestawy wiertarki z wkrętarką oraz parę pasków dla lepszego zamocowania rowerów na bagażniku. Następnie pognaliśmy Zakopianką. Wyprzedzając co jakiś czas auta z nartami na dachu szybko dotarliśmy do Myślenic. Długo się nie namyślając uznaliśmy że szkoda było w ogóle wyciągać auto jeśli chcemy wyjechać tylko na Chełm i pojechaliśmy dalej do Zakopca.


W Zakopanem szybko znaleźliśmy dogodne miejsce parkingowe i powoli zaczęliśmy się przygotowywać do jazdy. Gdy już zakupiliśmy prowiant, pobieżnym sprawdzili rowery, ubraliśmy się odpowiednio i włączyliśmy GPS ruszyliśmy w stronę Ciągłówki. Tam zaczynała się trasą dobrze nam znana z AZSowych wypadów, którą rozpoczęliśmy wspinaczkę na szczyt Gubałówki. Początkowo było wszystko OK., co prawda forma nie była najwyższa i ostry podjazd dawał się we znaki, musieliśmy też nieco się porozpinać z kurtek i swetrów, ale posuwaliśmy się do przodu. Jednak po niespełna kilometrze, gdy piękne widoki coraz bardziej zaczynały cieszyć nasze oczy, pod kołami ukazała się zaskakująca przeszkoda. Otóż droga którą podjeżdżaliśmy w całości pokryta była grubą warstwą czystego lodu. O jeździe, ani podchodzeniu nie było mowy, oczywiście sprawdziliśmy i tą możliwość, ale nic z tego nie wyszło. Musieliśmy iść kilkaset metrów skrajem pola. Najgorsze jednak było to że nie mieliśmy pojęcia kiedy ten lód się skończy, całe szczęście po dwóch zakrętach poziom oblodzenia trasy wrócił do normy, było to jednak poważne ostrzeżenie żeby nie rozpędzać się zbytnio na zjazdach. Dalsza część podjazdu minęła już spokojnie i bez zakłóceń. Zbliżając się do szczytu spotykaliśmy jedynie coraz więcej ludzi, a ludzie jak to zwykle bywa ze zdziwieniem patrzyli na rowerzystów w zimowej stolicy Polski w pełni sezonu narciarskiego.


Na Gubałówce zrobiliśmy sobie przerwę na grzańca przy którym opracowaliśmy dalszy plan wycieczki. No tak jak planowaliśmy pojechaliśmy dalej na Butorowy Wierch gdzie skręciliśmy na zielony szlak. Początkowo z jazdą było ciężko, nie było wydeptanego traktu, a śnieg był zmrożony i nie pozwalał na swobodną jazdę. My jednak brnęliśmy dalej i w końcu dotarliśmy do miejsca z którego jechała się wąską ale twardo ubitą ścieżką. Trzeba było tylko pilnować żeby z niej nie zjechać, bo oznaczało to natychmiastowe zatrzymanie roweru, takie dobre ćwiczenie na technikę jazdy. Dodatkowa trudność polegała na tym że co rusz pojawiały się piękne widoki których nie sposób było ignorować. Podziwianie widoków kończyło się najczęściej zjechaniem z tej wąskiej, krętej, ubitej dróżki po której dało się jechać. Tak czy inaczej raz na jakiś czas zatrzymywaliśmy się by zrobić kilka zdjęć. W końcu zjechaliśmy do Kościeliska, skąd zawróciliśmy powrotem na Gubałówkę, tym razem podjeżdżając asfaltem. Na szczycie tym razem zamówiliśmy sobie szaszłyki, po których skonsumowaniu ruszyliśmy w dół niebieskim szlakiem. Ten zjazd był naprawdę wspaniały, znów wąska ścieżka, ale z większą ilością atrakcji w postaci uskoków, korzeni, gwałtownych skrętów, oblodzeń. Wszystko to cały czas trzymało nas w napięciu, a Azarka przyprawiło o kilka mało groźnych wywrotek. Każdy zjazd ma niestety swój koniec, także ten zjazd mimo że długi ostatecznie się skończył. Zostało nam tylko przebić się przez miasto do samochodu spakować i wrócić. Mimo, że dystans, który przejechaliśmy nie był imponujący, mieliśmy poczucie że godnie zamknęliśmy pożegnaliśmy mój kawalerski stan i w dobrym stylu zakończyliśmy barwny i ciekawy sezon 2007.

Autor relacji:

azari


Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
Gleby: 1.5
miszczu komin
Przemek Mrozek

Zdjęcia:

Tagi:

Podhale Gubałówka wyjazd kawalerski Butorowy Wierch

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: