Data: 28.08.2010, sobota

VIII Krakowski Maraton Rowerowy

Mapa VIII Krakowski Maraton Rowerowy Trasa: trasa maratonu
Dystans: 66 km
Przewyższenia: 1026 m
Rowerzystów: 5
Gleb: 2
Gum: 1
Charakterystyka:
Wyścig / Maraton
Błoto, błoto, błoto – cały sezon 2010 było odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. Każdy kolejny maraton, ale i każda inna wycieczka w teren były testem wytrzymałości fizycznej, psychicznej i technicznej dla rowerzysty i jego roweru. Najwyraźniej te fatalne warunki ujawniały się na maratonach. W tym roku poziom hardcore'u zbliżył się do punktu przegięcia, bo jak inaczej interpretować odsetek ludzi, którzy nie kończyli zawodów, czy godziny przyjazdu ostatnich zawodników na metę?? Krakowski Maraton Rowerowy Anno Domini 2010 nie był w tym aspekcie wyjątkiem.

Sierpniowy Maraton Krakowski przez lata wyrobił sobie markę maratonu, na którym zawsze świeci słońce i są wspaniałe warunki do jazdy. Ten rok, pełen powodzi i nieustającego wręcz deszczu pokazał, że każda passa ma swój koniec. Jeszcze na dzień przed maratonem w lokalnym radiu organizatorzy zachęcali do startu, argumentując, że Kraków zawsze miał pogodę, nie zmieniało to jednak postaci rzeczy, że poranek przywitał wszystkich rzęsistym deszczem. Nie była to byle mżawka, regularnie lało. Warcząca ekipa po raz kolejny musiała dowieść, że pogoda, pogodą, ale my planów łatwo nie zmieniamy. I tak na starcie zgodnie z planem pojawili się Sara, Wojtek, Miszczu, i Azar. Sara wykazał się największym zuchwalstwem i o 10:00 ustawił się na starcie GIGA. Oprócz mnie i Azara dopingowali mu też Abdul z Agoo, którzy pojawili się tego dnia na Błoniach w charakterze kibiców. My z Azarem cieszyliśmy się, że jeszcze godzinę możemy zagrzać się w aucie. O 11 jednak przyszła pora i na nas.

Azar miał wielkie chęci wygrać w tym roku szprychową rywalizację na dystansie Mega i jednocześnie odgryźć się Wojtkowi za zeszłoroczny tryumf Kryniczanina na Krakowskiej ziemi. Wojtek jak zawsze twierdził, że jest bez formy, ale w zeszłym roku mówił dokładnie to samo i wszystkich objechał. Ja po ostatniej porażce w Krynicy chciałem po prostu ukończyć ten maraton, rozkładając skromne zapasy sił tak żeby starczyły na całe 70km.

Na starcie czekała nas jak zawsze runda honorowa po największym kretowisku Europy. Ale na początku to jeszcze tak bardzo nie boli. Potem długi prosty asfaltowy odcinek, na którym ostatnimi czasy wszyscy mnie wyprzedzają, tak było i tym razem. Po dojeździe do Parku Decjusza, następowała największa nowość, czyli po raz pierwszy podjazd terenem pod ZOO. Gorszego momentu na wprowadzenie tej nowinki chyba nie można było wybrać;) Poza tym to bardzo fajny pomysł.. Oczywiście w korku pod koniec stawki nie było możliwości podjeżdżania i mimo podjętej próby, tak jak reszta tłumu musiałem zejść z roweru. Kawałek dalej, jeszcze próbowałem, co zostało pozytywnie przyjęte przez współtowarzyszy niedoli. Oczywiście pierwsze błoto wyzwoliło w rodakach pokłady najlepszego polskiego ironicznego poczucia humoru i atmosfera na tym podjeździe była wyśmienita. Zapewne fatalna pogoda zatrzymała w domu, wszystkich buraków, którzy na łokcie przepychają się do przodu i narzekają na tych, co jadąc przeszkadzają im w podprowadzaniu na podjazdach. Zjazd z ZOO czarnym szlakiem nie był niczym specjalnym, szerzej i fajniej do wyprzedzania zrobiło się na zjeździe do Kryspinowa, potem był bardzo sympatyczny odcinek po wąskich ścieżkach przez Lasek i standardowo najnudniejszy kawałek wzdłuż lotniska w Balicach. Dalej trasa zakręcała na północ w stronę Garbu Zabierzowskiego. Tu na leśnych ścieżkach pełnych błota, zabawa była extremalna i na zjazdach i na podjazdach. Z uwagi na wybitnie niesprzyjające warunki (chociaż z naszego punktu widzenia takowe nie istnieją) organizatorzy zrezygnowali z legendarnej atrakcji, czyli zjazdu Wąwozem Kochanowskim. Cóż, niestety organizator miał rację, bo zapewne na tym zjeździe przybyłoby inwalidów.
Kolejne kilometry trasy to dobrze znany odcinek Rowerowego Szlaku Orlich Gniazd od Brzoskwini, a potem brodzenie w błocie w okolicach Nawojowej Góry.
Po dwukrotnym szczytowaniu połączonym z wciągającymi zmaganiami z błotem przychodził czas na długi zjazd, najpierw nieco zdradliwym terenem, a potem już kompletnie relaksującym asfaltem do Baczyna. Tu sielanka się kończyła i zaczynał się porządny podjazd, w zasadzie to w tych warunkach, po 30km trasy było to już podejście, tradycyjnie ta sekcja trasy kończyła się w Wąwozie Półrzeczki. Natomiast dalsza trasa była urozmaicona przejazdem przez Brzoskwinię i Dolinkę Brzoskwini. Od Brzoskwini trasa praktycznie prowadziła w dół lub po płaskim, znów trzeba było przeboleć kilka kilometrów wzdłuż lotniska i już tylko Kryspinów, Lasek i meta...:) Tak tym razem Lasek był tylko Laskiem, a nie dobijaniem ledwo żywych rowerzystów jak rok wcześniej. Jednak organizatorzy nie podarowali sobie przyjemności torturowania ludzi przejazdem przez Błonia. Tym razem była to bardziej wysublimowana forma tortur, gdyż wyznaczona trasa była równoległa do gładkiej asfaltowej alejki, a wszyscy musieli się zmagać z tym przeklętym kretowiskiem. Zawsze zastanawia mnie co ma na celu ten finisz przez mękę.

Ten maraton zdecydowanie różnił się od poprzednich, trasa jak trasa, trochę zmieniona, ale w niezmienionym klimacie, o jej trudności zadecydowały głównie warunki pogodowe i terenowe. Ciekawostką jest fakt, że absolutnie nie sprawdzały się tego dnia hamulce tarczowe. Wszyscy wróciliśmy z totalnie wytartymi klockami. Wojtek przeszedł wszystkich ścierając nawet podkład warstwy ścieralnej. Moje, świeże klocki nie wytarły się do końca, ale i tak nie hamowały wcale. Na zjazdach ratował mnie tylny hamulec V-brake. Mamy tarczówki nie od dziś, od błota nigdy nie stronimy, ale takie coś spotkało nas pierwszy raz. O tym, że nie było łatwo niech świadczy też, że zawodów nie ukończyli między innymi Sara i Buli. A rezygnować z byle powodu, nie mają oni w zwyczaju. Zawody ukończył Wojtek, po raz kolejny rozłożył nas na naszym terenie. Azar ma więc motywację na kolejny rok:) Ja byłem z siebie zadowolony, jechałem równo i uparcie zmierzałem do mety. W tym samym czasie, kiedyś byłem w stanie przejechać GIGA, ale to był zupełnie inny maraton.

Autor relacji:

miszczu komin

login nr m-ce open m-ce kat. czas rating open rating
Sara sara
M2
1810 - / 139 - / 33 DNF - -

* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika


login nr m-ce open m-ce kat. czas rating open rating
wojtek_bleble
M3
4371 224 / 510 71 / 183 04:37:09 62,439% 64,580%
azari
M2
500 273 / 510 93 / 147 04:53:09 59,031% 59,031%
piter
M3
4873 308 / 510 105 / 183 05:04:47 56,778% 58,725%
miszczu komin
M2
1802 452 / 510 128 / 147 06:15:31 46,083% 46,083%

* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika



Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
Gleby: 1
miszczu komin
Przemek Mrozek
Sara sara
Michał Sarapata
Gumy: 1
wojtek_bleble
Wojciech Łazowski
Gleby: 1
piter
Piotr Kędra

Zdjęcia:

Tagi:

maraton Maraton Krakowski

Komentarze:

azari
Piotr Idzi
19:38 29.08.2010
Abdul, przepiękne foty! :) Gratuluje!
bogus
Bogusław Klimas
20:17 29.08.2010
Błota było co niemiara :)
abdul
Artur
08:59 30.08.2010
Kto wrzucił fotki klocków bo "moje" nic mi nie mówi a z relacji foto wynikałoby, że to były moje :]
Opcje są 2 - Araz i Miszczu :>
azari
Piotr Idzi
09:29 30.08.2010
to ja ;) choć z tego co wiem, Miszcza wyglądają tak samo ;)
miszczu komin
Przemek Mrozek
08:53 31.08.2010
jest i track
Sara sara
Michał Sarapata
09:14 31.08.2010
No to jeszcze relacyjka by się przydała - bo ten DNF na górze strony trochę kłuje w oczy;)
Ja tym razem mam niestety trochę za małe podstawy, więc przydałby się inny ochotnik, który napisze jak było.
wojtek_bleble
Wojciech Łazowski
10:45 31.08.2010
moje klocki też nie lepiej - czysty metal i zero okładziny... tarczą zresztą też się dostało ;) ale przypuszczam że większość miała ten sam problem...
Piter
11:36 8.09.2010
Nie będę oryginalny ;) ale moje klocki też starte do gołej blachy
wojtek_bleble
Wojciech Łazowski
23:37 8.09.2010
w ramach akcji "podziwiamy swoje klocki" wrzuciłem to co zostało z moich po krakowskiej ścigance... 3/4 wyglądały tak pięknie a 4 nieco lepiej czyli podobnie do Azarowego :)
Sara sara
Michał Sarapata
12:17 9.09.2010
No pięknie Wojtku - wynik sportowy budzi szacunek, ale z klockami, to już istnie zdeklasowałeś stawkę ;)
abdul
Artur
15:15 9.09.2010
szacun :]
azari
Piotr Idzi
10:12 10.09.2010
wow :) to widzę, że ja jeszcze spokojnie mogłem hamować ;)

Dodaj komentarz: