Data: 14.11.2010, niedziela

"K", jak Kajasówka

Mapa "K", jak Kajasówka Trasa: MG - Skałki Twardowskiego - tor kajakowy - Piekary - Liszki - Nowa Wieś Szlachecka - Kajasówka - Rybna - Zimny Dół - dolina Półrzeczki - Morawica - Budzyń - tor kajakowy - Skałki Twardowskiego - MG
Dystans: 70 km
Przewyższenia: 654 m
Rowerzystów: 3
Gleb: 1
Gum: 2
Przy tak pięknej pogodzie w długi listopadowy weekend trudno było sobie wyobrazić inne jego zakończenie, niż szprychowy rowerek:) Zaczęło się od gumy i na gumie się skończyło;) Konkretnie o 9:05 zadzwonił Abdul z informacją, że właśnie łata koło na Twardowskiego. Co by czasu nie tracić udaliśmy się tam z MCim i jeszcze nawet zdążyliśmy pomóc w usuwaniu usterki. Szybka narada co robimy, bo z jednej strony presja czasu, a z drugiej niedosyt po ostatnim przymusowym odpuszczeniu Kajasówki. Podjęliśmy jednak męską decyzję, że trudno - będzie trochę więcej asfaltu, niż zazwyczaj, ale Kajasówkę zaliczymy:)

Przeskoczyliśmy więc przez Skałki Twardowskiego i wpięliśmy się na puste jeszcze o tej godzinie tynieckie wały. Szybko więc dotarliśmy na tor kajakowy, przeprawiliśmy się kładką i zaliczyliśmy pierwsze taplanko błotne na zjeździe do szosy. Dalej przez Piekary, Liszki, kawałek głównej na Oświęcim i odbicie na Nową Wieś Szlachecką, z której osobiście najbardziej lubię atakować Kajasówkę. Można ją bowiem zobaczyć w całej okazałości podjeżdżając powoli drogą gruntową wiodącą wśród pól i łąk. W końcu nastała długo oczekiwana chwila ataku pierwszego stromego odcinka podjazdu na Kajasówkę. Pojechałem pierwszy, a ponieważ tylko mi się w pełni udało, uzyskałem tytuł podjeżdzacza dnia;) Co za tym idzie, dalej też jechałem z przodu, sondując teren. No i tak go wysondowałem, że zaliczyłem glebę na podjeździe, zaskoczony przez mały pieniek, który zaplątał mi się znienacka pod kołem. Umocniłem się więc na prowadzeniu w klasyfikacji gleb i jako pierwszy w tym sezonie osiągnąłem wynik dwucyfrowy;) Zresztą dla mnie ten rok, na tle wszystkich poprzednich, jest wyjątkowo bogaty w upadki. Tym razem na szczęście było bezboleśnie, więc podniosłem szybko rower i podjeżdżaliśmy dalej. Wąski leśny singielek, przerywany krótkimi fragmentami niezarośniętymi, za to wielce spektakularnymi ze względu na widoki. Jak to zwykle, było trochę chaszczy, więc co chwilę słyszałem z tyłu krzyki MCiego, który wcześniej odpiął rękawy i ręce miał odsłonięte;) W sumie teraz był i tak luksus, tam czasami potrafi być o wiele bardziej zarośnięte. Nie zmąciło to na szczęście dobrych humorów, toteż Kajasówka bardzo szybko się skończyła i trzeba było zmierzyć się znów z asfaltem. Zrobiliśmy mały postój w sklepie w Rybnej, aby nabrać sił przed dłuższym podjazdem. Niechcący podmęczyłem trochę na nim Abdula, bo początkowo pognałem za powoli jadącą motorynką, ale że nie wytrzymałem jej tempa, trochę potem odpuściłem i skusiłem do podjęcia za mną pościgu – całkiem skutecznego bo na szczyt dotarliśmy równocześnie. Stęsknieni za terenem zjechaliśmy przez wąwóz Zimny dół (godny swojej nazwy) do doliny Sanki. Po kawałeczku asfaltu mogliśmy znowu cieszyć się terenem w dolinie Półrzeczki. Ostrej końcówki nikt tym razem nie wyjechał, ale MCiemu najmniej zabrakło. Szutrowy zjazd do Morawicy obfitował w błotko, a że jest to raczej szybki odcinek, utaplaliśmy się od stóp do głów;) Na dole zegarki były niestety nieubłagane i musieliśmy podjąć rozpaczliwą decyzję o powrocie asfaltem. W Kryspinowie przebiliśmy się w stronę toru kajakowego i wróciliśmy do mostu tak jak rano, ale już pośród dzikich tłumów skuszonych dobrą pogodą, a zbyt leniwych, żeby wcześnie wstać w niedzielę. Ja do domu, nie chcąc powtarzać przejechanych już tego dnia odcinków wróciłem nieco nadkładając drogi i kusząc się jeszcze na fragment terenu, którego tuż przed zachodem słońca nie mogłem sobie odmówić. Na liczniku miałem 114km, ale prawo średniej pozwalało mi doliczyć tylko 1/3 mojej nadwyżki, stąd oficjalny dystans zamknął się w równych 70km. Obiecałem, że się skończy gumą – otóż pod koniec mojego powrotu dostałem SMSa od Abdula, któremu chwilę po tym, jak się rozjechaliśmy znów zeszło powietrze. Przyczyna na szczęście została już zdiagnozowana (zbyt wąska taśma na obręczy), więc może kolejna szprycha zażegna w tym roku gumową passę;)

Autor relacji:

Sara sara


Uczestnicy:

abdul
Artur
Gumy: 2
mc
Michał
Sara sara
Michał Sarapata
Gleby: 1

Zdjęcia:

Tagi:

Kajasówka Zimny Dół Wąwóz Półrzeczki tor kajakowy

Komentarze:

azari
Piotr Idzi
20:08 14.11.2010
gratuluje zaliczenie kajasówki :) widze, Abdul że ostatnio ostro punktujesz w gumach :)
Sara sara
Michał Sarapata
20:15 14.11.2010
A ja w glebach, ale to nie tylko ostatnio :)
Więcej szczegółów na oba tematy w świeżutkiej relacji :)
azari
Piotr Idzi
20:24 14.11.2010
Hehe :) No koło mojej czwartej gumy na Warkcarptii też zaczeliśmy badać taśme i zrobiliśmy jej dodatkową warstwe. Mam nadzieje, że pomoże bo jak nie to już tylko bezdętkowce chyba :)

Fajna relacja, miło było poczytać :)
Sara sara
Michał Sarapata
21:01 14.11.2010
Dzięki, wycieczka też była fajna :)

U mnie dętki dają radę po zmianie opon, więc jestem dobrej myśli;)

Z mojej strony komplet odnośnie wyjazdu - dodałem tracka i fotki. Tym razem nie topiłem komórki, więc jest trochę więcej zdjęć;) Abdul jeszcze pewnie coś dorzuci.
miszczu komin
Przemek Mrozek
07:42 15.11.2010
Ładnie, ładnie, postarałeś się Sara:)
abdul
Artur
09:07 15.11.2010
No ekspresowo Sara - jak się obudzę ;) to dorzucę jeszcze parę fotek. PS: Dzięki za pomoc w łataniu :P

Dodaj komentarz: