Data: 20.03.2005, niedziela

Ostatni dzień zimy

Trasa: Lasek Wolski
Dystans: 36 km
Rowerzystów: 3
Gleb: 0
Gum: 0
Ciężko to przyznać, ale miesiąc nie jeździliśmy. Tłumaczyć nie ma co, ale przez ten czas zima zdążyła odejść ze dwa razy, a skutki poprzedniego wyjazdu stały się nie rzucającą się w oczy blizną.


Mieliśmy jechać we czterech, ale Kuba rano obudził się w stanie ciężkim poimprezowym i zrezygnwał. Pozostała trójka zjawiła się pod mostem jak zawsze punktualnie spóźniona i po krótkiej naradzie doszła do wniosku, że bez kombinowania uderzamy w lasek. Ruszyliśmy spokojnie górnym bulwarem (bo dolny był zalany) i już po 200 metrach.... nie zgadniecie. Brawo poszła pierwsza dętka!!! Znów z przodu przecięła mi się guma przy wentylku, popatrzyliśmy po sobie niepewnie, czy ktoś ma zapas? Całe szczęście Abdul miał i po krótkiej chwili pojechaliśmy dalej. Raźnie wykręciliśmy pod RMF i odbiliśmy na nasze ulubione ścieżki na Sikorniku. Warunki terenowe były... hmmm ciekawe. Po zeszło tygodniowej odwilży śniegu już praktycznie nie było, jednak weekendowy powrót mrozu utrwalił różne kałóże i inne mokre wytwory w formir jęzorów lodu, właściwie byłu one tam gdzie najczęściej się chodzi/jeździ. Czasem zdażało się też błoto, ale było zazwyczaj zamarznięte nielicząc, całkiem śliskiej warstwy na wierzchu.


Zapowiadała się bajka techniczna, co nam oczywiście jak najbardziej pasowało. Po przejechaniu pierwszego odcinka, bez strat własnych odbiliśmy na asfalt pod ZOO. A następnie żółtym szlakiem zjechaliśmy pod Klasztor. Tu już było naprawdę ostro, naszczęście najtragiczniejszą rzeczą która się nam zdarzyła było zaledwie moje stłuczone kolano. Zjechaliśmy jeszcze niżej do Wodociągów oczywiście najszybciej jak się dało, by zmierzyć się z kolejnym poważnym podjazdem: serpentyna, al Wędrowników, Kopiec Piłsudskiego. No nie powiem wszyscu się nieźle zmachali, ale z Kopca roztaczał się piękny widok na oświetlony słońcem Kraków i okolice. Mieliśmy też okazję oglądać kilka samolotów lądujących na Balicach. Niestety lekkii wiaterem sprawił że zrobiło się nam nieco chłodno więc postanowiliśmy jeszcze raz się zorgrzać na tym samym podjeździe. Ruszyliśmy niebieskim szlakiem w dół, pierwszy pędził Abdul, pędził, pędził i tak się rozpędził, że myślał że wszystko może przejechachać, niestety pewna złośliwa masa lodu postanowiła mu udowodnić, że wcale tak nie jest. No i Abdul jak nie pierdyknął o ziemie... ale dla Abdula i jego Oscara to nie pierwszyzna i oboje wyszli z tego cało, więc spokojnie udaliśmy się w dalszą drogę.


Drugie starcie z podjazdem pod Kopiec nie było tak dynamiczne, ale w 15 minutach się zmieściliśmy. W pełni zadowoleni czekaliśmy na ukoronowanie naszych zmagań fachowym zjazdem. W zasadzie to pojechaliśmy jak zwykle, ale ten dodatek lodu sprawił, że nudzić się niemogliśmy. Miejscami o jeździe nie było mowy, a i buty z kolcami cienko sobie radziły!!! Tak , tak, trzeba było widzieć balet MC'iego:)


Była to ostatnia wycieczka w czasie kalendarzowej zimy, wszystko wskazuje na to że teraz już naprawde będzie wiosna, więc zacznie się prawdziwe jeżdzenie....... ]:)

Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

miszczu komin
Przemek Mrozek
mc
Michał
abdul
Artur

Tagi:

brak

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: