Data: 1.07.2005, piątek

Wycieczka hardcorowa inaczej i wywiad dla TV :)

Ten wyjazd znalazł się na 5. miejscu w rankingu najlepszych wyjazdów w sezonie 2005

Trasa: Szlak Twierdzy Kraków
Dystans: 80 km
Rowerzystów: 2
Gleb: 0
Gum: 0
Ta wycieczka jakoś nie wzbudziła szerokiego zainteresowania wśród szprych i przebiegła w składzie: rowery dwa, Abdul i ja. Pomysłu na trasę nie mieliśmy żadnego poza tym, że nie powinna być ona za długa, no i że fajnie było by zobaczyć coś nowego. Mimo chodem ruszyliśmy powoli w stronę Lasku, myśląc czy nie pojechać do Tenczynka, czy Doliny Mnikowskiej. Były to jednak propozycje raczej mało odkrywcze, bo w tym roku byliśmy tam już, co najmniej po dwa razy, ni wspominając o latach poprzednich. Jednak, gdy przejeżdżaliśmy koło smoka, chyba on sam Abdulowi podszepnął słowo klucz: Forty... Może by tak pozwiedzać dziś forty, zaproponował Abdul. U mnie od razu włączyła się mapa terenu (wersji papierowej oczywiście nie brałem, jako zbędnego balastu) z podkreślonym szlakiem, który przecinaliśmy dość często, lecz nie zwracaliśmy nigdy na niego uwagi. Chodzi oczywiście o Szlak Twierdzy Kraków, oznaczony nietypowo żółto-czarnymi znakami. Otacza on Kraków z północy, prowadząc wśród po austriackich umocnień z przełomu XIX i XX w. generalnie kawał historii a i trasa fajna.


Mając już cel ruszyliśmy pewniej przed siebie, co nie znaczy, że przyśpieszyliśmy jakoś znacznie, bo Abdul nadal narzeka nieco na kolano, a ja ostatnio miałem zdrową dawkę wysiłku. Tak więc tempo spacerowe bardzo nam obu pasowało. Leniwie wdrapaliśmy się pod pierwszy na naszej drodze Fort 2 Kościuszko. Ponieważ szlak (ponoć pieszo-rowerowy) prowadził po schodach, a siedzibę RMFu widzieliśmy nie raz, pojechaliśmy dalej, łapiąc szlak w miejscu gdzie wracał on spod kopca i biegł dalej w stronę ZOO. W zasadzie przebieg tego szlaku w dużej mierze był mi znany, bo pokrywa on się w wielu miejscach ze szlakami często przez nas uczęszczanymi.
Jednak byliśmy zmuszeni do wzmożonej uwagi by gdzieś nie zgubić naszego celu.


I tak przejechaliśmy alejkami Sikornika, na końcu skręcając oczywiście na Biała Drogę. Tutaj zjazd oczywiście obudził w nas demony i w niczym nie przypominaliśmy leniwych rowerzystów, którzy mozolnie wspinali się pod kopiec. Zjazd był świetny, chociaż ostatnio nie czuje się jakoś najpewniej w zakrętach (muszę więcej jeździć!!!), Abdul natomiast po zjeździe poczuł brak ciśnienia w tylnym kole, gdyż oczywiście zaliczył snake-bita :) Zmiana dętki przebiegła sprawnie i ruszyliśmy dalej wspinając się tym razem pod ZOO. Z tym że trasą inną niż zwykle i raczej mniej nadającą się do podjeżdżania, ale postanowiliśmy się trzymać szlaku. Wytracanie energii potencjalnej, którą pracowicie gromadziliśmy zmagając się z podjazdem, przyniosło nam po raz kolejny dużą frajdę, tym bardziej, że szlak prowadził przez Fort FB 36 (a raczej przez miejsce, w którym kiedyś był ten fort) i dalej fajną ścieżką, bardzo fajną ścieżką. Potem krótka przerwa na podjazd pod klasztor i znów w dół do wodociągów manewrując pomiędzy drzewami, kamieniami, pniakami i innymi obiektami, którym nie należy się zbyt przyglądać tylko je omijać.


Po tej jakże cudownej porcji adrenaliny, przyszedł czas na uspokojenie się na podjeździe znaną Bielańską serpentyną, której bronił niegdyś Fort Krępak. Jak wiele fortów jest ona zarośnięty zielenią i łatwo go przeoczyć. Coraz bardziej żałowaliśmy, że nie mamy ani aparatu ani przewodnika, choćby drukowanego. Jadąc nadal leniwym tempem, dotarliśmy do fortów które znalazły cywilne zastosowanie: obserwatorium i stadninę w Olszanicy. Potem było jedno z największych odkryć tej trasy, czyli przepiękny, techniczny zjazd, o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Jeszcze nie opadła nam adrenalina, już musieliśmy się zmierzyć z agresywnym kundlem:/ Całe szczęście szybko się zniechęcił po tym jak dostał kołkiem mojego buta w nos. I niech mi nikt nie mówi że nie kocham zwierząt, kocham ale agresywne zwierzęta trzeba zamykać!!!!

Po tym przykrym incydencie pojechaliśmy dalej naszym spacerowym tempem w stronę Mydlnik. Znajduje się tam dawno zapomniany fort, do którego prowadzą nieuczęszczane ścieżki, zarośnięte kolczastymi roślinami. Oczywiście nie zniechęciło to nas i jakoś się przedarliśmy. Co prawda nie obyło się bez drobnych obrażeń, ale przynajmniej jest o czym pisać:). Gdy dotarliśmy za Pasternik postanowiliśmy się wzmocnić pysznymi domowymi kanapkami Miszcza Komina, oraz Merci, które zabrał Abdul. Niestety posiłek zakłócały nam czerwone mrówki, które z ogromnym zaciekawieniem badały zarówno Merci (patrol 3 mrówek podjął próbę przejęcia kontroli nad czekoladką, barykadując się pod opakowaniem) jak i naszym sprzętem, który trzeba było odmrówczyć przed odjazdem.

Kolejne kilka kilometrów nie było dla nas niczym nowym, okolice Zielonek znamy perfekcyjnie, mimo wszystko właśnie tu pierwszy raz zgubiliśmy szlak. W Witkowicach skręciliśmy sobie w lewo zamiast w prawo. Miało to jednak swoje dobre strony, gdyż uzupełniliśmy wodę w źródełku. Przy okazji pogadaliśmy z młodymi chłopakami, którzy odpoczywali tamże. Rozbawili nas oni bardzo, gdy usłyszeli że jedziemy szlakiem fortów, ostrzegli nas żebyśmy nie jechali do Fort Zielonki. Zdziwiliśmy się, czemu? Odpowiedź nas rozbroiła... bo to daleko!!! A byliśmy wtedy jakieś 4 km od fortu, o którym była mowa i mieliśmy go już za sobą:)


Prawdziwe problemy z nawigacją zaczęły się gdy dojechaliśmy do Nowej Huty, gdyż ja północną jej część znam słabo, a Abdul wogóle:) Całe szczęście współpraca układała nam się nieźle i jakoś odnajdowaliśmy kolejne znaki. Do czasu aż znaleźliśmy się w okolicy Wzgórz Krzesławickich, kluczenie jak tam miało miejsce ciężko opisać, ale z opresji wyszliśmy zwycięsko i po ciężkich bojach dotarliśmy pod Kopiec Wandy. Tutaj rozsiedliśmy się i delektowaliśmy się wolnym czasem, dyskutując o nadspodziewanie udanej wycieczce. W pewnym momencie podeszła do nas dziewczyna i pyta się czy moglibyśmy wypowiedzieć się o ścieżkach rowerowych w Krakowie dla telewizji. Hmmmm ... uśmiechnęliśmy się do siebie i spoko. Po kilkunastu minutach prowadziliśmy przed kamerą TVP3 ożywioną dyskusję na tematy rowerowe. Dostaliśmy jeszcze plan Krakowa z zaznaczonymi ścieżkami i szlakami rowerowymi. Po czym w wspaniałych humorach udaliśmy się Klasztorną i dalej wzdłuż Wisły do domów. Jeśli tylko uda nam się nagrać program z nami, na pewno znajdzie się na stronce;)

Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

abdul
Artur
miszczu komin
Przemek Mrozek

Zdjęcia:

Tagi:

Szlak Twierdzy Kraków

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: