miejmy nadzieje, że będzie co komentować ;) wieć dorzuciłem komentarze do wyjazdów
Wyjazd wielodniowy:
11.06.2009 (czwartek) - 14.06.2009 (niedziela)
Miało być to moje drugie MTB Trophy. Wcześniej, w 2007 roku udało mi się zdobyć koszulke finishera. Wiedziałem już troche czym to pachnie. Wiedziałem, że nie można na niego pojechać, tak po prostu. Był to pierwszy sezon kiedy zacząłem interesować się planowanym treningiem. Zime, oprócz standardowych wypadów do Lasku Woslkiego na Snow Bike, udało się spędzić na spinningu w czterech ścianach. Niestety gdy przyszła wiosna, sporo innych rzeczy wplątało się w głowę i kręcenia było znacznie mniej, niż planowałem.
Mimo to, nikt z naszej dwójki, tzn. mnie i Sary, nie rozważał nawet koncepcji wycofania się. O takim wyścigu myśli się przynajmniej pół roku wcześniej. Mniej bądź bardziej przygotowani - trzeba było stanąć na starcie.
Szybkie zakwaterowanie na prywatnej kwaterce. Gospodarze jak zwykle, bardzo sympatyczni. Ostatnie przygotowania, chyba wszystko działa. Chyba, ponieważ dużo nowego sprzętu w naszych rowerach, nie do końca przetestowanego . Parę minut później stoimy wśród wielobarwnego tłumu odważnych bikerów. I to specyficzne uczcie przed startem. Tutaj mocniejsze niż zazwyczaj. Fragma w głośnikach i poszło.
W nocy pada.
Sara ucieka. Taka wzajemna rywalizacja, zawsze motywuje. Kręcimy ile możemy. Kilometry uciekają ale powoli. Tak zlatują godziny. Jeszcze chyba przed zjazdem z Javorovego udaje mi się dogonić Sarę. Dowiadujemy się, że limit został przeniesiony z mety, na bufet za Javorowym. Cisnę więc mocniej, gubie Sarę i zaczynam zjazd. Jednak trochę zapomniałem... zapomniałem, jak on wyglądał w rzeczywistości. Kilka minut nie wystarczy. Godzina 19:00 mija, a ja kończe zjazd. Poziom adrenaliny jest jednak tak wysoki, że nie ma to znaczenia. Zjechałem. To wystarczy. Później cieżki podjazd asfaltowy. Tak na prawdę, pewnie całkiem zwyczajny, lecz to już ten moment, gdy każdy podjazd jest jak pionowa ściana. Miejsce w stawce już nie ważne, limit nie istotny. Trzeba tylko dojechać do mety. Obrót korby, i jeszcze jeden, a potem jeszcze jeden. Między czasie okazuje się, jednak że przed nami dodatkowo jedna góra. To właśnie był ten "skrót". Zamiast krótszej trasy, wyszło tyle kilometrów co w planie, ale przewyższenia podskoczyły. Przed nami Stożek. Wiem że Stożek może boleć. Czasami znajomość trasy nie pomoga, wtedy też lepiej się nie zastanawiać, tylko obrót korby i jeszcze jeden. Później krok za krokiem i jeszcze jeden. Dochodząc na szczyt, w oddali widać fiotelową krowę milki. Tak, to juz będzie szczyt. Ale niedługo później, tym razem nie pomoga mi - nieznajomość trasy. Stożek nie jest najwyższym. Jeszcze pare kroków w góre do Kiczor.
Mija 11 godzina na rowerze tego dnia. "Wiadomości" w TVP już się skończyły. Możliwości podjeżdżania też. Jazda po płaskim boli w czterech literach, a na zjazdach krzyczą ręcę. Ale Istebna już blisko. Jeszcze trochę i wjeżdżam na mętę. Nie bardzo wiem co się dzięje. Już nie trzeba pedałować więc to jest ok. Na mecie w zasadzie pusto. Ktoś gratuluje. 2 minuty później przyjeżdża Sara. Uścisk ręki. Okazuje się, że limit został usunięty. Każdy kto dojechał, jest dalej w stawce. Teraz trzeba jeszcze dojechać do kwatery. To 2,5km. 2,5 km pod górę. To bardzo, bardzo daleko. Pizza? Nie, nie dojedziemy. Robimy makaron, ledwo mając siły na cokolwiek.
W końcu dochodzimy, do Rycerzowej, widząc w oddali bacówkę. Najważniejszę, jest to że korzenie się skończyły. Teraz zjazd. Czerwonym szlakiem. Są zjazdy, których nie polubię. To jeden z nich. Może gdyby były siły, może gdyby była psychika. To najcieższe godziny z całej etapówki. Niestety w dół też prowadzę. W końcu na dole. Z prawdziwą radościa, chwytam szuter którym kieruje w stronę Istebnej. Nie ma korzeni, nie ma zjazdów. Można nawet jechać. Dziwnie wyglądające drzewo ze strzałką w lewo. Chyba się przewróciło wieć jadę prosto, podjazd, 15 minut. Nie ma strzałek. Wracam się chwilę, wciąż nie ma strzałek. Za mną nikogo, przed mną nikogo, coś nie tak. W tym momencie, każdy powrót i niepotrzebnie zrobiony kilometr bardzo boli. Pomysł - alarmowy telefon do organizatora, może mnie nakieruje. Tutaj dość kuriozalna sytuacja, ale w słuchawce włącza sie poczta głosowa. Nie pozostaje nic innego, jak powrót do ostatnio widzianej strzałki. Zjeżdżam. No tak, drzewo, chyba się przewróciło. Ale strzałka na nim wskazywała dobrze. Najważniejsze, że znów są znaczki. Droga dość łagodna. Wąski asfalt, w oddali rowerzysta. Sara... Pewnie nie spodziewa się mnie z tyłu.
Ponad 10 godzin, a my znów wjeżdżamy na metę razem. Będąc bardziej słownym - wchodzimy, bo meta dla ułatwienia na szczycie Ochodzitej. Pozostał zjazd do kwaterki przez całą Istebną i znów 2,5km w góre do kwatery. 2,5km to bardzo, bardzo daleko. Wieczorem Sara wpadł na genialny pomysł zamówienia pizzy do kwaterki :) Jedzenie, spanie. To był najcięższy dzień.
Przejeżdżam i na prawdę mam dość jazdy na rowerze.Jeszcze się nie ciesze, na razie nie mam siły. Sara czeka już na mnie od kilkudziesięciu minut. Ostatnim etapem, odskoczył mi kilka miejsc w generalce. To naprawde dużo :) Odbieramy koszulki i w nowej odzieży ruszamy po sponsorowane małe piwko. Od tego momentu, robi się już coraz lepiej :) Sukces powoli dochodzi do świadomości.
Mózg działa chyba w ten sposób, że najtrudniejsze przeżycia stara się usunąć z głowy i ich nie pamiętać. Gdy po kąpieli, oglądaliśmy dekorację zwycięzców w Trophy, cały proces w głowię już się zaczął. Zaczęła kiełkować w głowie myśl żeby zrobić to jeszcze raz. Poczuć satysfakcję tak wielką jak zmęczenie. Średni czas rozwoju takiej myśli, to gdzieś dwa sezony. Rok później, w 2010, Trophy odpuściliśmy. W 2011 w Istebnej będziemy na pewno! Trzeba będzie ponownie zawalczyć o koszulkę.
Jesli chodzi o troche statystyk to:
Etap 2:
Azari poz. 347, czas 10:37:51
Sara poz. 348, czas 10:40:09
Ukończyło 381.
Etap 3:
Azari poz. 333, czas 10:33:05
Sara poz. 334, czas 10:33:07
Ukończyło 348.
Jesli chodzi o Buliego to generalnie kopie nam tylki i jest zawsze pare h przed nami w pierwszej setce. Wiec jak widać da sie :)
Czas na poranne czynności przygotowawcze i jazda :)
Dzis miało byc krócej. No i bylo - ale tylko o kilka minut. 10 i pol godziny na trasie. Trasie bardzo pieszej. Za bardzo.
Idziemy spac.
Czy my mamy dzis wjechać na Wielką Racze? :)
Okolo 75km i tylko 2800m w pionie.
Etap 1:
Azar 383 4:45:01
Sara 401 4:51:56
Wystartowało 450, ukończyło 445.
Warunki świetne, choc troche postraszylo grzmotami. Wiec wszystko byłoby ok gdyby nie jutrzejszy etap :) Teoretycznie mial mieć 95km i 2800m przewyższen. podobno ma byc krótszy ale nie wiadomo o ile golonko-kilometrów. W sumie i tak bedzie przej...
Dzisiejsze straty, guma i bidon Sary, licznik Azara. Zbliża sie 21, czas spac :)
Wczoraj jeszcze jeżdżąc po sklepach na mieście, zaliczyłem małą glębe. Przez chwile miałem trzy kolana - jedno dodatkowe na goleniu. Po okładzie z lodu i nasmarowaniu jakąś maścia bańka troche zeszła. Mam nadzieje, że do jutra się naprawi i nie będzie przeszkadzać.
Dziś wieczorem pakujemy sprzęty do naszego mtb-trophy-car, a jutro z rana wyjazd! :)
Jako podstawowy cel założyłem sobie wtedy ukończenie wszystkich etapów. Nie wydawało się to bardzie trudne. Myślałem, że może uda się powalczyć o miejsce w okolicach trzech/czwartych stawki. Można powiedzieć - plan minimum został zrealizowany. MTB Trophy ukończyłem. Jak się jednak okazało, zrealizowanie tego celu miało być natrudniejszym wyzwaniem rowerowym jakie kiedykolwiek przed sobą postawiłem.
26 godzin spędzonych na rowerze w ciągu 3 dni + prolog. Walcząc z górami, awariami sprzętu, błotem i deszczem, skurczami, bolącą dupą i własnymi słabościami. Kiedy każdy kawałek Twojego ciała bardzo wyraźnie mówi Ci aby się wycofać i tylko coś głęboko w środku, sprawia że jednak dalej pedałujesz.
257. miejsce w klasyfikacji generalnej, na 259. sklasyfikowanych - nie wygląda imponująco. Ja jestem z tego dumny.
Pamiętam, że mieliśmy plan aby po każdym etapie robić sobie zdjęcie. Udało się to tylko po prologu, pierwszego dnia. W pozostałe dni, nikt nie miał na to siły.
Rok temu nie udało się ponownie rzucić rękawicy rowerowej w beskidzkie błoto. Tym razem nie odpuszczamy i podejmujemy wyzwanie! Razem z Sarą, dla którego będzie to pierwsze Trophy, zawarczymy!
Od tygodnia mamy deszczową pogodę. Ziemia przed Trophy zaczyna namakać... :)
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
11:36 9.06.2009
21:32 12.06.2009
11:22 13.06.2009
10:10 14.06.2009
Beskidy MTB Trophy 2009
Ten wyjazd znalazł się na 3. miejscu w rankingu najlepszych wyjazdów w sezonie 2009
Trasa: polskie beskidy, czeskie beskidy, worek raczański, szlak graniczny
Dystans: 327 km
Przewyższenia: 10663 m
Rowerzystów: 3
Gleb: 8
Gum: 1
Charakterystyka:
Wyścig / Maraton
Wyjazd wielodniowy
Wyjazd górski
Trasa: polskie beskidy, czeskie beskidy, worek raczański, szlak graniczny
Dystans: 327 km
Przewyższenia: 10663 m
Rowerzystów: 3
Gleb: 8
Gum: 1
Charakterystyka:
Wyścig / Maraton
Wyjazd wielodniowy
Wyjazd górski
Intro
Tą relacje piszę, po ponad półtora roku od imprezy. Pamięć się trochę zaciera, nie mniej jednak, warto przypomnieć sobie wydarzenia z jednego z najtrudniejszych etapowych wyścigów kolarstwa górskiego - śmiało można dodać - na naszym kontynencie.Miało być to moje drugie MTB Trophy. Wcześniej, w 2007 roku udało mi się zdobyć koszulke finishera. Wiedziałem już troche czym to pachnie. Wiedziałem, że nie można na niego pojechać, tak po prostu. Był to pierwszy sezon kiedy zacząłem interesować się planowanym treningiem. Zime, oprócz standardowych wypadów do Lasku Woslkiego na Snow Bike, udało się spędzić na spinningu w czterech ścianach. Niestety gdy przyszła wiosna, sporo innych rzeczy wplątało się w głowę i kręcenia było znacznie mniej, niż planowałem.
Mimo to, nikt z naszej dwójki, tzn. mnie i Sary, nie rozważał nawet koncepcji wycofania się. O takim wyścigu myśli się przynajmniej pół roku wcześniej. Mniej bądź bardziej przygotowani - trzeba było stanąć na starcie.
No to jedziemy
Dojazd w składzie, dwie osoby i trzy rowery. Trzeci rower jako kompletny zestaw zapasowych części. Z racji, że go zabraliśmy, nic poważniejszego się z niego nie przydało. Gdybyśmy go nie wzieli, na pewno byłyby problemy. W drodze do Istebnej przeglądam profile wydrukowane przez Sarę. Dzień drugi, ilośc kilometrów - 95km. Przewyższenia, ponad 3500m. Dziwne te liczby jakieś... ironiczny uśmiech i zamykam profile. Popijąc łyk isostara, jakby ten miał dodać sił jak sok z gumi-jagód.Szybkie zakwaterowanie na prywatnej kwaterce. Gospodarze jak zwykle, bardzo sympatyczni. Ostatnie przygotowania, chyba wszystko działa. Chyba, ponieważ dużo nowego sprzętu w naszych rowerach, nie do końca przetestowanego . Parę minut później stoimy wśród wielobarwnego tłumu odważnych bikerów. I to specyficzne uczcie przed startem. Tutaj mocniejsze niż zazwyczaj. Fragma w głośnikach i poszło.
Dzień 1 - Skrzyczne
Trasa świetna, jedzie się dobrze. W tle straszą grzmoty, ale poza tym pogoda rewelacyjna. Ciężko mi było porównać się z Sara, bo w tym sezonie nie startowaliśmy jeszcze nigdzie razem. Generalnie, też nie zrealizował swojego planu treningowego, więc można było powalczyć :) Po starcie wysunął się minimalnie do przodu, jednak szybko przytrzymała go guma, więc wysunąłem się na szprychowe prowadzenie. Kilometr mijały. Skrzyczne zdobyte. Pościgu do końca nie widać. Dzięki temu na mecie zameldowałem się po 4h i 45 minutach, a Sara 5 minut później. Zmęczenie... duże. 4:45 to w końcu poważny maraton mega. Powrót na kwaterę, wrzucamy do brzucha konserwę, makaron i wieczorkiem jeszcze wyskok na pizze. Szybko kładziemy się spać. W nocy tylko kilka razy pobudka jak na kacu, bo suszy :)W nocy pada.
Dzień 2 - Golonko Skrót
Rano, śniadanie i serwis rowerów. Jakoś tak rozciągnał się nam ten poranek. Na męte wpadamy w ostatniej chwili. Ale tutaj miejsce w startowej "kolejce" nie ma żadnego znaczenia. Dziś już nie jest tak "świeżo w kroku". Jednak to dzisiejsza trasa ma mieć ponad 90km. Na szczęscie jednak, z powodu warunków, jest skrócona. Limit na godzinę 19:00. Może się uda. Po prostu trzeba jechać. Przed nami klasyka Trophy - Javorovy. Gdy dwa lata temu zjeżdżałem tamtędy po raz pierwszy, pamiętam że klałęm i śmiałem sie na zmianę, nie wierząc że można było przez taki zjazd poprowadzić wyścig.Sara ucieka. Taka wzajemna rywalizacja, zawsze motywuje. Kręcimy ile możemy. Kilometry uciekają ale powoli. Tak zlatują godziny. Jeszcze chyba przed zjazdem z Javorovego udaje mi się dogonić Sarę. Dowiadujemy się, że limit został przeniesiony z mety, na bufet za Javorowym. Cisnę więc mocniej, gubie Sarę i zaczynam zjazd. Jednak trochę zapomniałem... zapomniałem, jak on wyglądał w rzeczywistości. Kilka minut nie wystarczy. Godzina 19:00 mija, a ja kończe zjazd. Poziom adrenaliny jest jednak tak wysoki, że nie ma to znaczenia. Zjechałem. To wystarczy. Później cieżki podjazd asfaltowy. Tak na prawdę, pewnie całkiem zwyczajny, lecz to już ten moment, gdy każdy podjazd jest jak pionowa ściana. Miejsce w stawce już nie ważne, limit nie istotny. Trzeba tylko dojechać do mety. Obrót korby, i jeszcze jeden, a potem jeszcze jeden. Między czasie okazuje się, jednak że przed nami dodatkowo jedna góra. To właśnie był ten "skrót". Zamiast krótszej trasy, wyszło tyle kilometrów co w planie, ale przewyższenia podskoczyły. Przed nami Stożek. Wiem że Stożek może boleć. Czasami znajomość trasy nie pomoga, wtedy też lepiej się nie zastanawiać, tylko obrót korby i jeszcze jeden. Później krok za krokiem i jeszcze jeden. Dochodząc na szczyt, w oddali widać fiotelową krowę milki. Tak, to juz będzie szczyt. Ale niedługo później, tym razem nie pomoga mi - nieznajomość trasy. Stożek nie jest najwyższym. Jeszcze pare kroków w góre do Kiczor.
Mija 11 godzina na rowerze tego dnia. "Wiadomości" w TVP już się skończyły. Możliwości podjeżdżania też. Jazda po płaskim boli w czterech literach, a na zjazdach krzyczą ręcę. Ale Istebna już blisko. Jeszcze trochę i wjeżdżam na mętę. Nie bardzo wiem co się dzięje. Już nie trzeba pedałować więc to jest ok. Na mecie w zasadzie pusto. Ktoś gratuluje. 2 minuty później przyjeżdża Sara. Uścisk ręki. Okazuje się, że limit został usunięty. Każdy kto dojechał, jest dalej w stawce. Teraz trzeba jeszcze dojechać do kwatery. To 2,5km. 2,5 km pod górę. To bardzo, bardzo daleko. Pizza? Nie, nie dojedziemy. Robimy makaron, ledwo mając siły na cokolwiek.
Dzień 3 - Pieszy Worek
Budzimy się. Wszystko boli. Schematyczne działanie pomoga. Nie myśląc dużo - sklep, śniadanie, ubieranie, smarowanie i na metę. Beskidy dziś mokre - przed nami Wielka Racza. Start. Po godzince, dwóch chyba trochę lepiej. Każdy podjazd co prawda zabija, ale powolutku... Podjazd na Wielką Raczę idzie mi wyjątkowo dobrze. Mijamy schronisko na Wielkiej Raczy i przed nami Worek Raczański. Korzenie. Mokre korzenie. Najpiękniejszy singletrack beskidów? Nie, teraz są tylko korzenie. Nie ma siły na walkę z nimi. Schodzę. Próbuje jechać, korzenie. Morale bardzo nisko. Korzenie śliskie. Prowadzę. Jest już popołudnie. Wymyślam tylko bardziej barwne przekleństwa. Cranki się nie wpinąja, a ja widzę tylko śliskie korzenie. To trwa na prawde długo i prawie cały Worek Raczański to spacer.W końcu dochodzimy, do Rycerzowej, widząc w oddali bacówkę. Najważniejszę, jest to że korzenie się skończyły. Teraz zjazd. Czerwonym szlakiem. Są zjazdy, których nie polubię. To jeden z nich. Może gdyby były siły, może gdyby była psychika. To najcieższe godziny z całej etapówki. Niestety w dół też prowadzę. W końcu na dole. Z prawdziwą radościa, chwytam szuter którym kieruje w stronę Istebnej. Nie ma korzeni, nie ma zjazdów. Można nawet jechać. Dziwnie wyglądające drzewo ze strzałką w lewo. Chyba się przewróciło wieć jadę prosto, podjazd, 15 minut. Nie ma strzałek. Wracam się chwilę, wciąż nie ma strzałek. Za mną nikogo, przed mną nikogo, coś nie tak. W tym momencie, każdy powrót i niepotrzebnie zrobiony kilometr bardzo boli. Pomysł - alarmowy telefon do organizatora, może mnie nakieruje. Tutaj dość kuriozalna sytuacja, ale w słuchawce włącza sie poczta głosowa. Nie pozostaje nic innego, jak powrót do ostatnio widzianej strzałki. Zjeżdżam. No tak, drzewo, chyba się przewróciło. Ale strzałka na nim wskazywała dobrze. Najważniejsze, że znów są znaczki. Droga dość łagodna. Wąski asfalt, w oddali rowerzysta. Sara... Pewnie nie spodziewa się mnie z tyłu.
Ponad 10 godzin, a my znów wjeżdżamy na metę razem. Będąc bardziej słownym - wchodzimy, bo meta dla ułatwienia na szczycie Ochodzitej. Pozostał zjazd do kwaterki przez całą Istebną i znów 2,5km w góre do kwatery. 2,5km to bardzo, bardzo daleko. Wieczorem Sara wpadł na genialny pomysł zamówienia pizzy do kwaterki :) Jedzenie, spanie. To był najcięższy dzień.
Dzień 4 - Finisher!
Rano znów schemat, śniadanie, ubieranie, smarowanie i na metę. Słoneczna pogoda, trochę poprawia morale. Fragma w głośnikach i start. Podjazd na Stożek. Próbuje utrzymać koła Sarze, ale nie ma w ogóle takiej opcji. Po cichu myślałem, że po wczorajszym dniu dziś uda mi się ostatecznie rozstrzygnąć nasz mały pojedynek. Ale Sara dostał nowe siły, nie wiadomo skąd i nie dał mi nawet cienia szans :) Cały ostatni dzień minął mi gdzieś w okolicy ostatnich miejsc. Lecz wizja koszulki finishera motywowała. Choć zmęczenie gigantyczne. Upalna pogoda i szlak graniczny, Stożek, i na koniec techniczny zjazd do Istebnej. Zjechany bardzo słabo i asekuracyjnie. Obiecuje sobie popracować nad techniką. Istebna, w oddali, dźwięki mety, tak to już tutaj.Przejeżdżam i na prawdę mam dość jazdy na rowerze.Jeszcze się nie ciesze, na razie nie mam siły. Sara czeka już na mnie od kilkudziesięciu minut. Ostatnim etapem, odskoczył mi kilka miejsc w generalce. To naprawde dużo :) Odbieramy koszulki i w nowej odzieży ruszamy po sponsorowane małe piwko. Od tego momentu, robi się już coraz lepiej :) Sukces powoli dochodzi do świadomości.
Mózg działa chyba w ten sposób, że najtrudniejsze przeżycia stara się usunąć z głowy i ich nie pamiętać. Gdy po kąpieli, oglądaliśmy dekorację zwycięzców w Trophy, cały proces w głowię już się zaczął. Zaczęła kiełkować w głowie myśl żeby zrobić to jeszcze raz. Poczuć satysfakcję tak wielką jak zmęczenie. Średni czas rozwoju takiej myśli, to gdzieś dwa sezony. Rok później, w 2010, Trophy odpuściliśmy. W 2011 w Istebnej będziemy na pewno! Trzeba będzie ponownie zawalczyć o koszulkę.
Relacja na żywo
Poniżej prezentuje wpisy z relacji "na żywo", którą można było czytać na bierząco podczas Trophy.14.06.2009 - FINISHER!!!
Mamy je!! Czarne koszulki finisherow!! :)14.06.2009 - jeszcze jeden
Dzis ostatni etap. 59km w poziomie i 2100m w pionie. Teoretycznie powinnismy dzis skończyć wczesniej niż po 10 godzinach, ale po wczorajszym etapie przestałem przewidywać godzinę wjazdu na metę. Jeszcze mi sie nie sprawdziło :)Jesli chodzi o troche statystyk to:
Etap 2:
Azari poz. 347, czas 10:37:51
Sara poz. 348, czas 10:40:09
Ukończyło 381.
Etap 3:
Azari poz. 333, czas 10:33:05
Sara poz. 334, czas 10:33:07
Ukończyło 348.
Jesli chodzi o Buliego to generalnie kopie nam tylki i jest zawsze pare h przed nami w pierwszej setce. Wiec jak widać da sie :)
Czas na poranne czynności przygotowawcze i jazda :)
13.06.2009 - Dycha pękła ponownie
Ciezko zebrać myśli zeby napisać cos konkruktywnego.Dzis miało byc krócej. No i bylo - ale tylko o kilka minut. 10 i pol godziny na trasie. Trasie bardzo pieszej. Za bardzo.
Idziemy spac.
13.06.2009 - au au troche boli
Z trudem poruszamy sie po pokoju. Wyjście do sklepu to niemalże wyzwanie. Dobrze ze sklep jest blisko :)Czy my mamy dzis wjechać na Wielką Racze? :)
Okolo 75km i tylko 2800m w pionie.
12.06.2009 - masakra
Godzina 20:45 - wjechalismy na metę. Prawie 11 godzin jazdy. Nikt do końca nie wie albo nie wierzy ale Podobno wyszlo 96km i 3800m przewyższen. Nie ma to jak golonko-skrót. Na szczęście nie ma limitu. Jedziemy dalej.12.06.2009 - kapu kapu kap
Padało w nocy, pada dalej... No coz, moze przynajmniej limit czasu usuną...11.06.2009 - pierwszy etap za nami
No to żeśmy dojechali :)Etap 1:
Azar 383 4:45:01
Sara 401 4:51:56
Wystartowało 450, ukończyło 445.
Warunki świetne, choc troche postraszylo grzmotami. Wiec wszystko byłoby ok gdyby nie jutrzejszy etap :) Teoretycznie mial mieć 95km i 2800m przewyższen. podobno ma byc krótszy ale nie wiadomo o ile golonko-kilometrów. W sumie i tak bedzie przej...
Dzisiejsze straty, guma i bidon Sary, licznik Azara. Zbliża sie 21, czas spac :)
11.06.2009 - No to jazda
Nasz mtb-trophy-car dotarl do mtb-trophy-hotelu. Z pięknym widokiem na gory które beda nas katowac :) Wyglada na to ze przynajmniej dzis pogoda nas troche posmazy. Półtora godziny do startu. Ostatnie regulacje i jazda. Dzis najkrótszy etap. 55km i 1823m przewyższen. Taka rozgrzewka :)10.06.2009 - ostatnie przygotowania
Podobno przed ważnymi startami, oprócz podstawowych operacji takich jak smarowanie łańcucha i regulacja przerzutek, nie powinno się dużo zmieniać w sprzęcie. Niestety... czasem trzeba. Sara w poniedziałek odebrał rower z serwisu. Nowe hample, opony i przede wszystkim amor. Byc może o czymś jeszcze zapomniałem. Ja swojego skończyłem skręcać dziś rano. Nowe pedały, opony, klocki... hm... jeszcze okulary :) Miejmy nadzieje, że dogadamy się z naszymi sprzętami szybko :)Wczoraj jeszcze jeżdżąc po sklepach na mieście, zaliczyłem małą glębe. Przez chwile miałem trzy kolana - jedno dodatkowe na goleniu. Po okładzie z lodu i nasmarowaniu jakąś maścia bańka troche zeszła. Mam nadzieje, że do jutra się naprawi i nie będzie przeszkadzać.
Dziś wieczorem pakujemy sprzęty do naszego mtb-trophy-car, a jutro z rana wyjazd! :)
3.06.2009 - tydzień przed startem
Dwa lata temu pierwszy raz odbył się wieloetapowy wyścig - MTB Trophy. Naszą relację z tej wielkiej przygody, można przeczytać tutaj. Gdy wtedy ruszaliśmy na trasę, chyba nikt z nas nie spodziewał się co tak na prawdę nas tam czeka. Liczby przepowiadały ciężką przeprawę - 8km przewyższeń.Jako podstawowy cel założyłem sobie wtedy ukończenie wszystkich etapów. Nie wydawało się to bardzie trudne. Myślałem, że może uda się powalczyć o miejsce w okolicach trzech/czwartych stawki. Można powiedzieć - plan minimum został zrealizowany. MTB Trophy ukończyłem. Jak się jednak okazało, zrealizowanie tego celu miało być natrudniejszym wyzwaniem rowerowym jakie kiedykolwiek przed sobą postawiłem.
26 godzin spędzonych na rowerze w ciągu 3 dni + prolog. Walcząc z górami, awariami sprzętu, błotem i deszczem, skurczami, bolącą dupą i własnymi słabościami. Kiedy każdy kawałek Twojego ciała bardzo wyraźnie mówi Ci aby się wycofać i tylko coś głęboko w środku, sprawia że jednak dalej pedałujesz.
257. miejsce w klasyfikacji generalnej, na 259. sklasyfikowanych - nie wygląda imponująco. Ja jestem z tego dumny.
Pamiętam, że mieliśmy plan aby po każdym etapie robić sobie zdjęcie. Udało się to tylko po prologu, pierwszego dnia. W pozostałe dni, nikt nie miał na to siły.
Rok temu nie udało się ponownie rzucić rękawicy rowerowej w beskidzkie błoto. Tym razem nie odpuszczamy i podejmujemy wyzwanie! Razem z Sarą, dla którego będzie to pierwsze Trophy, zawarczymy!
Od tygodnia mamy deszczową pogodę. Ziemia przed Trophy zaczyna namakać... :)
Trophy 2009 - etap 1
login | nr | m-ce open | m-ce kat. | czas | rating open | rating | |
---|---|---|---|---|---|---|---|
azari M2 |
375 | 389 / 444 | 122 / 133 | 04:45:01 | 53,681% | 54,862% | |
sara M2 |
376 | 401 / 444 | 126 / 133 | 04:51:56 | 52,409% | 53,562% |
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
Trophy 2009 - etap 2
login | nr | m-ce open | m-ce kat. | czas | rating open | rating | |
---|---|---|---|---|---|---|---|
azari M2 |
375 | 346 / 366 | 112 / 115 | 10:37:51 | 50,725% | 51,739% | |
sara M2 |
376 | 347 / 366 | 113 / 115 | 10:40:09 | 50,543% | 51,553% |
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
Trophy 2009 - etap 3
login | nr | m-ce open | m-ce kat. | czas | rating open | rating | |
---|---|---|---|---|---|---|---|
azari M2 |
375 | 334 / 339 | 105 / 106 | 10:33:05 | 40,677% | 40,945% | |
sara M2 |
376 | 335 / 339 | 106 / 106 | 10:33:07 | 40,674% | 40,943% |
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
Trophy 2009 - etap 4
login | nr | m-ce open | m-ce kat. | czas | rating open | rating | |
---|---|---|---|---|---|---|---|
sara M2 |
376 | 314 / 361 | 105 / 115 | 05:37:15 | 51,525% | 51,712% | |
azari M2 |
375 | 358 / 361 | 115 / 115 | 06:50:28 | 42,334% | 42,488% |
* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika
Zdjęcia:
Tagi:
MTB Trophy Istebna Worek Raczański Skrzyczne Javorovy Wielka RaczaKomentarze:
11:36 9.06.2009
Powodzenia życzę Warczącym. Do zobaczenia na trasie.
Super, bardzo brakowało takiej możliwości :)
bardzo fajny pomysł z relacją na żywo, czekam na dalsze odcinki i 3 mam mocno kciuki
no to szprychy po ostatnich opadach życzę przyjemnego taplania w błotku a tymczasem my z Usiem potaplamy się solidarnie z Wami w sądeckim błotku mocno ściskając gripy za Wasze powodzenie :)))
21:32 12.06.2009
No ładna masakra :D, brawa dla Was, że jedziecie dalej :).
11:22 13.06.2009
Gratulacje chlopaki! Pelen szacun :)
PS. a co z Bulim bo o nim jakos cicho :)
PS. a co z Bulim bo o nim jakos cicho :)
10:10 14.06.2009
z tym bulim to tak podejrzewalem wlasnie, ze pewnie w pierwszej 10 sie ustawil i dlatego pomijany jest milczeniem :)
powodzenia na dzis! jeszcze dacie rade go przegonic :)
powodzenia na dzis! jeszcze dacie rade go przegonic :)
Panowie widzę, że walka jest ostra ;)
Tak trzymać !!
Piotrek looknij na skład. Buli już z nami nie jeździ. Na bikeholicy.pl go znajdziesz
Tak trzymać !!
Piotrek looknij na skład. Buli już z nami nie jeździ. Na bikeholicy.pl go znajdziesz
GRATULACJE !!
Coś czuję, że jak wrzucicie kilometrarz to i żółte Wam przybędą ;)
Coś czuję, że jak wrzucicie kilometrarz to i żółte Wam przybędą ;)
Gratuluje!
Hura! GRATULUJĘ!!! :-)
PIKNIE PANOWIE OJJJ PIKNIE !!! :)))
Gratulacje!!! Piękne koszulki :)
Po takiej relacji znów odżywają wspomnienia:) I rośnie chęć ponownego udziału - w moim przypadku poparta już zapisaniem i opłaceniem edycji 2011:)
Przy okazji chciałem jeszcze raz, publicznie pogratulować Azarowi świetnego występu w roku 2009. Jego doświadczenie i rozsądna, równa jazda sprawiły, że przez pierwsze 3 dni nie mogłem na niego znaleźć sposobu. W ostatnim etapie los się odwrócił tylko dzięki jakiemuś trudnemu do wytłumaczenia prezentowi od Matki Natury;)
Przy okazji chciałem jeszcze raz, publicznie pogratulować Azarowi świetnego występu w roku 2009. Jego doświadczenie i rozsądna, równa jazda sprawiły, że przez pierwsze 3 dni nie mogłem na niego znaleźć sposobu. W ostatnim etapie los się odwrócił tylko dzięki jakiemuś trudnemu do wytłumaczenia prezentowi od Matki Natury;)
Hehe :) Słonko przyświeciło, rozpocząłeś proces syntezy upału na power rowerowy i poszło :)
Dodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »