Data: 29.04.2004, czwartek
Oczywiście by nie było gdyby wyjazd nie zaczął się od jakiegoś defektu. Tym razem padło na mnie, Tequesta w piwnicy stała bez powietrza z tyłu, napompowałem ją, ale dojechać się dało tylko na Tomasza. No więc rozłożyłem się tam i zacząłem łatać. W miedzy czasie reszta przyjechała spod AGH, gdzie byliśmy umówieni. Jak już wszystko było Ok ruszyliśmy na Lasek, na 30km pętlę maratonu.
Jechało nam się bardzo sprawnie, pod ZOO uzupełniliśmy zapasy wody i pognaliśmy dalej. Oczywiście na zjeździe od Kopca Piłsudskiego musiała być jakaś gleba. Zaszczyt podtrzymania tradycji przypadł Buliemu, który nawet nieźle się przy tym, poobijał. Ale jak wiadomo Warczące Szprychy nie pękają, wiec pojechaliśmy dalej. Na Zakamyczu pożegnaliśmy się z Abdulem, bo musiał bla bla bla :) nie wiem, co ale się odłączył. My pojechaliśmy dalej, kręciliśmy sprawnie, co prawda co jakiś czas myliła mi się droga, ale azymut rulezzz i wszystko jasne. Niestety całej trasy nie przejechaliśmy, bo odpuściliśmy sobie z braku czasu, zjazd do ogródków działkowych na Sikorniku. Ale i tak wszyscy byli zadowoleni, a i nieco zmęczeni.
Laskowe popołudnie
Trasa: Trasa maratonu (pętla 30km)
Dystans: 39 km
Rowerzystów: 5
Gleb: 0
Gum: 0
W końcu jest ładna pogoda, więc na rowerze chce się jeździć cały czas, a do weekendu wytrzymać ciężko. Właśnie dlatego na Pablosowy pomysł popołudniowej czwartkowej wycieczki, wszyscy zareagowali entuzjastycznie. Niestety MC nie mógł się pojawić bo miał jakieś zajęcia.Dystans: 39 km
Rowerzystów: 5
Gleb: 0
Gum: 0
Oczywiście by nie było gdyby wyjazd nie zaczął się od jakiegoś defektu. Tym razem padło na mnie, Tequesta w piwnicy stała bez powietrza z tyłu, napompowałem ją, ale dojechać się dało tylko na Tomasza. No więc rozłożyłem się tam i zacząłem łatać. W miedzy czasie reszta przyjechała spod AGH, gdzie byliśmy umówieni. Jak już wszystko było Ok ruszyliśmy na Lasek, na 30km pętlę maratonu.
Jechało nam się bardzo sprawnie, pod ZOO uzupełniliśmy zapasy wody i pognaliśmy dalej. Oczywiście na zjeździe od Kopca Piłsudskiego musiała być jakaś gleba. Zaszczyt podtrzymania tradycji przypadł Buliemu, który nawet nieźle się przy tym, poobijał. Ale jak wiadomo Warczące Szprychy nie pękają, wiec pojechaliśmy dalej. Na Zakamyczu pożegnaliśmy się z Abdulem, bo musiał bla bla bla :) nie wiem, co ale się odłączył. My pojechaliśmy dalej, kręciliśmy sprawnie, co prawda co jakiś czas myliła mi się droga, ale azymut rulezzz i wszystko jasne. Niestety całej trasy nie przejechaliśmy, bo odpuściliśmy sobie z braku czasu, zjazd do ogródków działkowych na Sikorniku. Ale i tak wszyscy byli zadowoleni, a i nieco zmęczeni.
Uczestnicy:
Tagi:
Lasek Wolski popołudnieKomentarze:
brakDodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »