Data: 5.04.2009, niedziela

Juliada 2009

Mapa Kraków - Tyniec z fotelikiem Trasa: Tor Kajakarstwa Górskiego / Benedyktyni
Dystans: 40 km
Przewyższenia: 207 m
Rowerzystów: 9
Gleb: 0
Gum: 0
Podczas gdy Azar, Sara,MC, Aga, Ania i Rafał przemierzali Dolinki Podkrakowskie na wyjeździe Wiosenne rozkręcenie ja właśnie zmierzałem do Cyclo-Centrum żeby zakupić fotelik rowerowy dla mojej niespełna rocznej pociechy. Oczywiście chciałem mój nowy nabytek jak najszybciej przetestować. Trochę przypadkiem zgadałem się z Abdulem, który akurat miał ochotę na piknikową przejażdżkę ze swoją Agnieszką. Zanim chłopaki wrócili z sobotniej wycieczki, już mieli w skrzynkach zaproszenia na następny dzień na rodzinno-piknikowy wyjazd.
Ostatecznie sobotnią i niedzielną wycieczkę zaliczył tylko Sara, ale pod mostem pojawiła się liczna grupa ośmiu rowerzystów i rowerzystek oraz jedna mała podekscytowana pasażerka.


Szybko doszliśmy do wniosku, że jedyną sensowną trasą na testowanie fotelika dziecięcego jest ścieżka rowerowa do Tyńca. Długo się nie namyślając ruszyliśmy w drogę. Tempo było mocno relaksacyjne jak przystało na rodzinną przejażdżkę. Z resztą pierwszy prawdziwie wiosenny weekend wyciągnął na wały wiślane całą masę rowerzystów i rozpędzić się w tym tłumie nie było sposób. W tłumie rozpędzić się nie da, ale za to można spotkać znajomych, my spotkaliśmy naszą warczącą Agnieszkę. Mimo szczerych chęci Aga nie mogła do nas dołączyć z powodu awarii roweru kolegi, z którym jechała. My niestety też nie mogliśmy pomóc, bo już dawno przestaliśmy wozić kilogramy narzędzi, jak za czasów, gdy nasze rowery wymagały częstych napraw i regulacji. Po wymianie serdeczności każdy ruszył dalej w swoją stronę.


Na trasie do Tyńca raczej nie wiele mogło nas spotkać ciekawego. Większym zainteresowaniem obdarzyliśmy jedynie postępy w budowie brakującego fragmentu ścieżki przy Tynieckiej, który jest już niemal przejezdny. Odmienne odczucia miała oczywiście nasza milusińska pasażerka. Z szeroko otwartymi oczkami pochłaniała zmieniające się krajobrazy, zdumiona i zachwycona pozdrawiała wszystkich na około, dopóki ilość przyswajanych wrażeń nie przekroczyła limitu, po którym małe dziecko musi to wszystko odespać. Tak zaczęła się zasadnicza część testu fotelika. Mimo że posiadał on regulację pochylenia to i tak główka Julci miała tendencję do dyndania, a gdy znalazła już jakieś stabilne podparcie to cała Julcia była w pozycji co najmniej pokrzywionej. Oczywiście nie dawało to spokoju czujnej mamie, która co chwilę wydawała dyspozycję poprawiania opadającej główki. I tak zajęci poprawianiem komfortu dziecka, które mając to za nic i tak sobie smacznie spało, dojechaliśmy do Toru Kajakowego.


W tym miejscu, aby wypełnić wszystkie atrybuty wyjazdu piknikowego rozpoczęliśmy poszukiwania lokalu gastronomicznego lub ordynarnej budki z grillem, przy której moglibyśmy zatrzymać się na popas. Ku naszemu niezadowoleniu, potencjalni zaspokajacze naszych kulinarnych potrzeb wciąż trwali w zimowym letargu i ani na torze kajakowym ani przy przystani w Tyńcu nie mogliśmy nabyć żadnych szaszłyków, golonek z frytkami ani nawet ordynarnej kiełbachy z grilla. Ostatnią deską ratunku mógł być dla nas tylko zakon Benedyktynów ze swoim przesławnym opactwem górującym nad królową polskich rzek. Gdy przejechaliśmy bramę klasztorną od razu wiedzieliśmy, że dobrze trafiliśmy, bo ludzi była tutaj cała chmara. Rozsiedlimy się więc wygodnie w zacienionym miejscu i wysłaliśmy zwiad w postaci najmniej rowerowo ubranej osoby, którą był Maciek. Po analizie danych zwiadowczych postanowiliśmy nabyć jeden chleb i 1 kg Benedyktyńskiej kiełbasy oraz na przepitkę nektar w dwóch wersjach smakowych. Oczywiście każdy wyciągał też to co sam przywiózł. Gdy już pobiesiadowaliśmy przyszedł czas powrotu.


Trasa powrotna była niestety tą samą trasą co trasa dojazdowa, jednak po prostu z fotelikiem nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne małe terenowe wariacje, a po ulicach też nie mieliśmy zamiaru jeździć. Postanowiliśmy za to zatrzymać się jeszcze przytorze kajakowym żeby nasłonecznić się nieco i popatrzeć na tych biedaków, którzy taplają się w brudnej Wiślanej wodzie. Sara z Dorotką nie mieli jednak ochoty na leniuchowanie i odłączyli od nas już pod Tyńcem. W trasie powrotnej znów lawirowaliśmy pomiędzy setkami wiosennych rowerzystów oraz walczyliśmy z opadającą główką Julii. Mała bohaterka wyjazdu, przytłoczona ilością wrażeń i świeżego powietrza spała zdecydowaną większość drogi powrotnej. Na wysokości Bodzowa większość ekipy odbiła na Ruczaj, a ja z rodzinką pojechałem dalej wałami. Zapewne nie był to ostatni taki wyjazd w tym roku, bo już do zakupu fotelika przymierza się Azar....

Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

julka
Julia
?
SM
Maciek
dziuba
Gosia
dorotka
Dorota Radomańska
agoo
Agnieszka
paulinka
Paulina Mrozek
Sara sara
Michał Sarapata
abdul
Artur
miszczu komin
Przemek Mrozek

Zdjęcia:

Tagi:

dzieci

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: