Data: 28.06.2009, niedziela

Eska Fuji Bikemaraton Kraków

Mapa Kraków BikeMaraton 2009 Trasa: trasa maratonu
Dystans: 72 km
Przewyższenia: 803 m
Rowerzystów: 4
Gleb: 3
Gum: 1
Charakterystyka:
Wyścig / Maraton
: Po tym maratonie, zmieni się na pewno jedno. Chyba mało kto powie, że krakowski maraton u Grabka jest łatwy :)




Maraton Krakowski dla nas, to przede wszystkim sierpniowy maraton organizowany przez Grzegorza Golonkę. Maraton Pana Grabka jest bardziej rodzinny i jego mniej wymagająca trasa w mniejszym stopniu zaspokaja nasze rowerowe potrzeby. Dlatego jeśli już ktoś z nas tu startował to najczęściej była to tylko jedna osoba, a ja mimo zaliczenia sporej ilości startów nigdy w tym maratonie nie jechałem. Tym razem termin był dla mnie ok, więc postanowiłem sprawdzić na własnej skórze jak ten maraton na prawdę wygląda.
Termin w ogóle nam jakoś wybitnie spasował, bo tym razem na starcie stanęły aż cztery Warczące Szprychy. Azar i Sara po ukończeniu MTB Trophy bez wahania wybrali dystans GIGA, ja z Agnieszką postanowiliśmy wybrać krótszą trasę MEGA. Na starcie jak zwykle znaleźliśmy się w ostatnim sektorze, gdzie przy okazji spotkaliśmy paru dobrych znajomych z uczelni. Tematem nr 1 przed startem było błoto i jego spodziewane ilości na trasie, gdyż deszcze padał równo od trzech tygodni. W zasadzie mi wystarczyło spojrzeć na mapę i już wiedziałem, że najgorzej będzie w okolicach Burowa w Wąwozie Zbrza. Reszta trasy wyglądała całkiem nieźle, a mając na uwadze raczej słabe przygotowanie w tym sezonie cieszyłem się, że trasa jest zdecydowanie łatwiejsza niż ta, którą goni cyklistów Grzesiek Golonko.


W końcu nadszedł, kiedy i nasz ostatni sektor ruszył do boju. Ja jak zawsze najlepiej przepychałem się na początku i na krótko wysunąłem się na prowadzenie wśród Szprych. Sara wyprzedził mnie już po kilkuset metrach, a Azar tuż przed wyjazdem z Błoń, chwilę później zaczynał się pierwszy podjazd, gdzie oczywiście zrobił się mały korek. Ale tak to jest jak tysiąc osób wpuszcza się od razu w podjazd wąską uliczką. Potem Aleja Waszyngtona i asfalt na Białą Drogę. Jak zwykle na asfaltowych podjazdach oddawałem pole bez większej walki oszczędzając skupiając się na utrzymaniu spokojnego tempa. Po Białej drodze przyszedł czas na podjazd niebieskim szlakiem do ZOO, pomysł fatalny, mimo że o łatwo przewidywalnych skutkach. Na dolnym odcinku jest zwężenie i ze sporym nachyleniem, co gwarantuje mega korek. Cóż, później dowiedziałem się, że trasa rok wcześniej była identyczna, zdecydowany minus dla organizatorów. Opcja z rozciąganiem peletonu nad Rudawą i asfalcie pod ZOO, mimo że znacznie mniej atrakcyjna, bardziej do mnie przemawia. Potem już jakoś poszło, było trochę więcej błota niż zwykle, więc nawet parę osób wyprzedziłem pod górę. W pewnym momencie jechał za mną gościu, który tak potężnie sapał, że nie zdziwiłbym się jakbym za chwile zobaczył jak wypluwa płuca, a serce wyskakuje przez żebra, ale twardy był nie zwalniał:) Jechaliśmy dalej szlakiem rowerowym, na początku było szeroko, potem była bardzo fajna wąska ścieżka lekko pod górę, na której znów ktoś nie dał rady i zrobił się korek. Postanowiłem pojechać obok ścieżki, bo strasznie mnie denerwuje stanie bądź prowadzenia roweru w takich miejscach. I co? Znalazł się jakiś porządkowy, który poczuł się urażony i postanowił mnie upomnieć, po co ty tu wyprzedzasz, i tak będziesz stał za chwilę!! Byłem tak zaskoczony, że odparłem tylko: zobaczymy. Oczywiście nigdzie nie stałem, tylko nieco wkurzony pojechałem dalej, a zadawanie na wyścigu pytania, po co wyprzedzam? jest moim zdaniem idiotyczne. Dalej był szeroki zjazd zielonym szlakiem w stronę obserwatorium, tu jak zwykle w dół też wyprzedzałem prosząc o miejsce z lewej strony. Niestety po wyprzedzeniu jednego z zawodników, który ustąpił mi miejsca, usłyszałem na sobą odgłosy kraksy. Chłopak nie opanował roweru i prawie wpadł na innego zawodnika, a było to na szerokim szutrowym zjeździe. Zrobiło mi się trochę głupio, ale w sumie nie zrobiłem niczego wbrew zasadom bezpiecznego i kulturalnego wyprzedzania, nic poważnego się nie stało, więc pojechałem dalej. Teraz zaczynał się chyba najnudniejszy fragment maratonu kilkanaście kilometrów drogami polnymi wokół Balic. Właśnie na tym odcinku dogoniła mnie Agnieszka, przez kilkanaście minut jechaliśmy razem, ale gdy zaczął się monotonny podjazd asfaltem w Aleksandrowicach zostałem z tyłu, będąc już pewnym ze wszystkie Szprychy są przede mną. Wkrótce asfalt się skończył i zaczął się ‘najciekawszy’ odcinek czarnym szlakiem pieszym. Początek nie był wcale zły, chociaż ktoś rzucił hasło, że pewnie to droga środków unijnych. Ja spokojnie kręciłem do przodu, aż niespodziewanie po kilkuset metrach ujrzałem Agnieszkę, która stała z boku ścieżki. Okazało się, że złapała gumę, po dokładniejszych oględzinach okazało się że jest dużo gorzej, że ma pękniętą oponę. W sumie to wiedziałem jak sobie z tym poradzić ale niestety nie miałem najważniejszego elementu mojego patentu – taśmy klejącej. Pytaliśmy o nią chyba setkę osób, w końcu ktoś dał nam malutki zwitek taśmy, wystarczyło ledwie na dwa owinięcia opony, ale najważniejsze że Aga mogła jechać dalej. Wiedzieliśmy jednak że trzeba jeszcze wzmocnić tą oponę bo do mety było jeszcxze 40 km. Zapytaliśmy pierwszych napotkanych strażaków o taśmę, ale nie mieli. Później pomyślałem że idealny byłby plaster samoprzyleny jaki jest w każdej apteczce, zanim jednak dotarliśmy do najbliższego punktu pierwszej pomocy, musieliśmy przeprawić się przez bagno w Wąwozie Zbrza. Był to zgodnie z moimi przewidywaniami najgorszy odcinek na cały wyścigu, kilkaset metrów głębokiego gęstego błota po którym jechać się raczej nie dało, przynajmniej nie pod górę. Nie był to przyjemny odcinek, ja po prostu nienawidzę prowadzić roweru, strasznie mnie to wyczerpuje. A jak już wyszliśmy z błota to dalej jechaliśmy pod górę tyle że najpierw po szutrze a potem po asfalcie. Tu Aga mi troszkę odjechała, ale i tak już w zasadzie byliśmy na samym końcu peletonu i na miejscach nam nie zależało. A jak każdy dobrze wie lepiej się jedzie w dwójkę, więc bez zbędnego gadania postanowiliśmy jechać razem, tym bardziej, że rower Agi potrzebował nadzoru technicznego;) Tak czy inaczej w Kleszczowie stała karetka. Lekarz był nieco zaskoczony gdy poprosiliśmy go o zabandażowanie opony, ale opatrunek wykonał naprawdę solidny.


W dalszą drogę udaliśmy się znacznie spokojniejsi, wiedziałem że pożądnie zabandażowana opona wytrzyma do mety. W tym czasie spotkalimy kolesia, który biegł ze swoim rowerem pytając nas czy nie mamy łańcucha. Z resztą chyba mijaliśmy go wcześniej ze dwa razy jak próbował go skuwać. Oczywiście nie mieliśmy, ale powiedziałem mu gdzie może złapać autobus do Krakowa. On odparł że musi pokonać trasę i będzie biegł do mety, zjeżdżając gdzie się da. Z uznaniem popatrzyliśmy na niego. Potem wyprzedzał nas jeszcze kilka razy na trasie, gdy tylko zatrzymywaliśmy się lub prowadziliśmy rowery. Z Agą jechało mi się bardzo fajnie w zasadzie tempo mielibyśmy podobne, tylko że ona szybciej wyjeżdżała pod górę, a ja w dół, najważniejsze jednak że było sympatycznie. Z Kleszczowa, czekał nas w miarę nie trudny, wydawało się, 7 km odcinek do drugiego bufetu, po którym w zasadzie był zjazd w dół do mety. Z resztą trochę nas wymęczyło to zmaganie się z oponą, a potem z błotem i bufet był jaknajbardziej wskazany. Niestety ostatnie dwa kilometry przed bufetem były bardzo męczące, błotniste i strome dróżki po lesie wogół góry Bukowiec mocno dały się w znaki, najgorsz było to że wiedzieliśmy że bufet jest już bardzo blisko, nawet wiedziełem jak do niego dojechać szybciej, tylko ta pierońska trasa prowadziła przez kilka dodatkowych błotnistych zjazdów i podjazdów, ale w końcu się udało. Na bufecie było jak zawsze sympatycznie. W sumie chyab tutaj zorientowaliśmy się że wiekszość osób które spotykamy na trasie jedzie drugą pętlę GIGA i bynajmniej nie jest to czołówka tego dystansu. W pewnym momencie na bufet wbiegła drobna blondynka z GT Airco Team niemal rozpaczliwie pytając czy ktoś ma skuwacz. Tak się akurat zożyło że miałęm. Dziewczyna wyraźnie się spieszyła i prosziła żeby skuć jej łańcuch. Poszło mi to nadzwyczaj sprawnie mi mo że dawno już tego nie robiłem. Sylwia, zarzekała że miała się nauczyć skuwać łańcuch wczoraj wieczorem, ale nie zdążyła, a teraz ucieka przed inną zawodniczką. Zaraz potym jak oddałem jej sprawny rower, bardzo szczęśliwa pognała dalej. Jak się później okazało stanęła na podium zajmując trzecie miejsce w kategorii K2 na dystansie GIGA. Pozdrawiam serdecznie i polecam się na przyszłość:)


My z Agą, gdy już nasyciliśmy się wystarczająco też pojechaliśmy dalej, zastanawialiśmy się czy Azar i Sara są przed czy za nami, a może nas dogonią i na metę wjedziemy w czwórkę?? Tak czy inaczej czekał nas teraz najmilszy odcinek całego maratonu, zjazd czerwonym szlakiem do Wąwozu Półrzeczki, a potem zjazd do Kryspinowa. Wracając do tego że Aga zjeżdżała wolniej, muszę przypomnieć że nie miała tylnego hamulca, mimo tego próbowała zjeżdżać nawet w bardzo niebezpiecznych miejscach, dzieki czemu załapała dodatkowe punkty w kategorii gleby:) Generalnie zjazdy na tym odcinku były wspaniałe jak zawsze, a po dobrym zjeździe czuję się dodatkowo uskrzydlony. Tak więc raźno dojechaliśmy do Kryspinowa, gdzie zignorowaliśmy trzeci bufet, bo pachniało nam już metą od której dzielił nas jeden podjazd, prosta po wałach i tortura na Błoniach. Z podjazdem nie było lekko, ale jakoś poszło. Na wałach znalazłem w sobie siły, aby podkręcić nieco tempo, a Aga siadła mi na kole. Jednak, gdy wjechaliśmy na Błonia kompletnie zeszło ze mnie powietrze. Ta najwymyślniejsza tortura stosowana zarówno przez Grabka jak i Golonkę niemalże doszczętnie pozbawiła mnie chęci jazdy, astatkiem sił woli przepychałem korby, ale ostatecznie minąłem linię mety kilkadziesiąt sekund za Agnieszką. 15 min później na metę wpadł Sara, Azar na metę dotarł jeszcze godzinę później będąc ostatnim zawodnikiem, który ukończył maraton.


I co? miało być znacznie łątwiej niż u Golonki a dostaliśmy wszycy w d... Trzeba będzie się kiedyś odegrać. A wyniki.. możecie sprawdzić w interecie:p

Autor relacji:

miszczu komin

login nr m-ce open m-ce kat. czas rating open rating
Sara sara
M2
2871 113 / 119 47 / 49 05:48:31 56,057% 56,396%
azari
M2
2084 119 / 119 49 / 49 06:30:18 50,056% 50,359%

* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika


login nr m-ce open m-ce kat. czas rating open rating
aga
K2
2732 549 / 573 22 / 25 05:32:25 42,798% 58,636%
miszczu komin
M2
2973 554 / 573 179 / 181 05:34:18 42,557% 42,557%

* rating - czas zwycięzcy kategorii / czas zawodnika
** rating open - czas zwycięzcy wyścigu / czas zawodnika



Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
Gleby: 1
miszczu komin
Przemek Mrozek
Sara sara
Michał Sarapata
aga
Agnieszka
Gleby: 2 Gumy: 1

Zdjęcia:

Tagi:

bikemaraton patent Komina błoto

Komentarze:

aga
Agnieszka
14:54 25.08.2009
świetna relacja! Dzięki za pomoc i bardzo sympatyczne towarzystwo na trasie! :)

Dodaj komentarz: