Trasa:Lasek Wolski Dystans:45 km Przewyższenia:497 m Rowerzystów:4 Gleb:1.5 Gum:0 Snowbike
W śniegowym klimacie, udało nam się zbiec przed snieżną okiścią grasującą na ścieżkach lasku wolskiego!
Rok 2009 pod względem rowerowym wszyscy jednogłośnie uznali za bardzo udany. Zasłużył więc na porządny wyjazd zamykający. Organizacja tego wyjazdu co roku jest o tyle prosta, że wszyscy spotykamy się w okolicy Świąt żeby podsumować sezon. Są więc praktycznie wszyscy zainteresowani wyjazdem zamykającym stary i otwierającym nowy sezon.
Swoją drogą zapowiadały się fantastyczne jak na zimę warunki, Praktycznie brak śniegu i ujemna temperatura, gwarantująca twardą konkretną nawierzchnię do szybkiej i finezyjnej jazdy po terenie oraz korzystne warunki na podjazdach. Jakże wielkie było nasze zdziwienie gdy ranek przywitał nas świeżutką kilkucentymetrową warstwą białego puchu. Gdy ostatecznie czterech najtwardszych (tych co wstali po długich wieczornych obradach) dotarło w końcu pod Most Grunwaldzki, śnieg zaczął przechodzić w deszcz. Mogliśmy jedynie, jak bosman z piosenki ’10 w skali Beauforta’, zaklnąć Ech, do czorta! I udać się w kierunku jakże dobrze znanego Lasku Wolskiego. Zaczęliśmy sobie spokojnie od podjazdu al. Waszyngtona i dalej alejką w stronę Białej Drogi. Były co prawda propozycje żeby od razu odbić na leśne ścieżki, jednak ostatecznie stwierdziliśmy, że alejka i tak nie jest tym razem asfaltowa, a w lesie niechybnie czekałyby nas spacery z rowerami czego chcieliśmy uniknąć. Ponadto był jeszcze jeden ważki argument. Na końcu alejki , gdy skręcimy w prawo i przejedziemy jeszcze 100m asfaltem, gdy zaczyna się ostry skręt w lewo, w prawo odchodzi od niego bardzo przyjemnie ekstremalna ścieżka, która zarówno w zimie jak i w lecie nie rzadko podnosiła statystykę gleb. Tą właśnie ścieżką chcieliśmy zacząć nasze zjazdowe przygody. Okazało się jednak że każdy, w swoim tempie, ale jednak bezpiecznie przejechał ten trudny odcinek. Chłopaki z lekką nutką satysfakcji, raczej stwierdzili niż zapytali: pewnie liczyłeś tu na czyjąś glebę. No cóż, mieli rację, ale w końcu to był dopiero pierwszy, a najłatwiej zaliczyć glebę jak się czuje zbyt pewnie.
Żeby się zbytnio nie wychłodzić ruszyliśmy asfaltem pod ZOO, by na górze jak zwykle zrobić przerwę na spożycie tych wszystkich pyszności które po świętach zostały. Jak zwykle też trochę się zasiedzieliśmy i zrobiło nam się zimno. Postanowiliśmy więc zrobić dodatkowe kółko po trasie którą jeździ autobus i dopiero wtedy udać się w kierunku zjazdu. Tutaj jednak przywitało nas ostrzeżenie o grożącej nam z wysokości okiści śnieżnej. Nikt z nas wcześniej o okiści nie słyszał, mimo że w zimie po lasku jeździmy regularnie. Postanowiliśmy że mimo gróźb Pani Okiści nie zmienimy naszych planów i ruszyliśmy po dobrze nam znanych, ale jakże dawno nie uczęszczanych trasach. Na zjeździe do Klasztoru żółtym szlakiem momentami było już gorąco. Jednak mój przelot nad kierownicą zakończył się całkiem zgrabnym telemarkiem i tym samym nie spełnił kryteriów nawet połówki gleby. Dodać należy że na tym odcinku nikogo przed nami niebyło i rozjeżdżaliśmy dziewiczy śnieg. Spod klasztoru oczywiście chcieliśmy zjechać do wodociągów. Z uwagi na zatarasowany stertą połamanych gałęzi początek szlaku, szybko zrealizowaliśmy pomysł Azara na zjazd skrótem wzdłuż muru. W tych warunkach był to wyczyn naprawdę ekstremalny. Najlepiej ten odcinek pokonał Sara, a przejechał go jako jedyny w całości. Inną sprawą jest że trochę nie miał wyjścia, gdyż jego Vki absolutnie już odmówiły współpracy. Jednak dodaje to jedynie smaczku temu wyczynowi, niźli miałoby go umniejszać. Pozostali mieli przynajmniej jedną tarczówkę w zestawie i mniej lub bardziej rozpaczliwy sposób zatrzymali się przed najbardziej stromą częścią zjazdu. Ostatecznie jednak wszyscy stwierdzili, że skoro Sara zjechał to znaczy że zjechać się da, a skoro się da, to trzeba. I tak stosując się do starej szprychowej maksymy Co? My nie damy rady?! znaleźliśmy się przy Wodociągach. Tu niektórzy liczyli na powtórkę mojego Orła sprzed roku, jednak tym razem to ja zawiodłem resztę towarzystwa.
Z Wodociągów pojechaliśmy serpentyną i al. Wędrowników aż pod Kopiec aby tradycyjnie aż do bólu zjechać czerwonym szlakiem. Czerwony szlak był kolejnym dziewiczym odcinkiem tego dnia, który przyniósł nam wiele radości, a jakie mogło by być lepsze miejsce na zakończenie radosnej wycieczki jak nie Wesoła Polana? Tam właśnie doszliśmy do wniosku że wszyscy już zaspokoili swoje rowerowe żądze (czyt. Tak zmarzli że już nie mają ochoty jeździć) i pora wracać do domu. Żeby właściwie uwieńczyć wycieczkę wykonaliśmy na Bulwarach Wiślanych defiladę zwycięstwa nad okiścią, która nie spróbowała nawet nas zaatakować. Rozstaliśmy się w znakomitych nastrojach wiedząc że jeszcze w tym samym tygodniu czeka nas otwarcie kolejnego sezonu…
Zacna zacna ale niesłusznie niektórych hańbiąca!!
Panie Miszczu Kominie - niektórzy (Ci miękcy;) jeszcze wcześniej drałowali do pracy :P
Dodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :) Dodaj najbliższy wyjazd »