"...już kwadrans po 9 ruchaliśmy w trasę" ;))
Data: 27.06.2010, niedziela
W piękne bezchmurne przedpołudnie spotkaliśmy się tradycyjnie pod Mostem Grunwaldzkim. Rowery już doprowadzone do porządku po WarkCarpatii, czekały na kolejne przygody. Ekipa, która się zebrała znów liczna siedmioosobowa. Czterech liderów klasyfikacji sezonu 2010 oraz MC, Piter i Boguś. Wszyscy przyjechali punktualnie, tak że już kwadrans po 9 ruszaliśmy w trasę. Objechaliśmy Wawel dookoła, przejechaliśmy przez Rynek i pokręciliśmy trochę po mieście, bo przez remonty nie mogliśmy wyjechać typową dla nas trasą. Z miasta wyjechaliśmy ul Łokietka, gdyż inaczej niż zwykle, mieliśmy wjechać w teren w Wąwozie Podskalańskim. Zanim jednak tam dotarliśmy, mieliśmy już przejechane 20km po asfalcie, co zdecydowanie nie odpowiadało właścicielom rasowych górskich rowerów. Krótki przejazd przez Wąwóz Podskalański, również nie zaspokoił terenowych apetytów. Tymczasem jak zwykle z Wąwozu nie wyjechaliśmy w tym miejscu gdzie planowaliśmy. Dało nam to jednak okazję zjazdu jedną z najbardziej stromych dróg w okolicy. Niestety z uwagi na remont nie była one w najlepszym stanie i mnie udało się rozpędzić jedynie do 76,4km/h,co stanowi 1,6 km/h mniej niż mój rekord. Tak znaleźliśmy się u wylotu Doliny Kluczwody, stąd tradycyjnie skierowaliśmy się do Zelkowa. Jako, że chłopakom nieco się nudziło zrobili sobie lotną premię do sklepu na górze, Sklep zresztą okazał się szczęśliwy, bo wygraliśmy dwa darmowe Big Milki:)
Po odpoczynku i uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy w teren. Zakładałem że pojedziemy czerwonym szlakiem rowerowym, ale szybko go zgubiliśmy i pojechaliśmy po prostu przed siebie na azymut. Momentami gdy jechaliśmy zapomnianą leśną drogą było naprawdę ciekawie bo nie byliśmy pewni czy nie skończy się ona gdzieś nagle. Nic takiego jednak się nie stało, a my wyjechaliśmy prosto na niebieski szlak rowerowy, którym zjechaliśmy do Doliny Kobylańskiej.Był to bardzo fajny, szybki i urozmaicony zjazd, który, jechaliśmy po raz pierwszy. Było to bardzo ciekawe odkrycie. Także w kategoriach odkrycia należy traktować zjazd Doliną Kobylańską, którą zazwyczaj przemierzamy w przeciwnym kierunku. Tutaj jednak problemem stawał się coraz większy tłok na szlakach. Na koniec Dolinki postanowiliśmy odświeżyć wspomnienia ekstremalnej jazdy po strumykach i przejechaliśmy cały kilkusetmetrowy wodny dojazd do dolinki. Zabawy było co niemiara, potem trzeba było jeszcze nasmarować łańcuchy i jechaliśmy dalej do Dolinki Bolechowickiej.
Pięciokilometrowy przejazd Doliną Będkowską urozmaiciły głównie pozostałości po powodzi w postaci licznych podtopień drogi i sporych ilości błota. Tak naprawdę jednak miało być to tylko preludium do wspaniałego zjazdu niebieskim szlakiem do Ojcowa. Najpierw jednak trzeba było wspiąć się do drogi olkuskiej.
Zjazd niebieskim szlakiem przez Czajowice do Ojcowa jest jednym z moich ulubionych w okolicach Krakowa, prowadzi krętymi leśnymi ścieżkami, a kończy się trudnym odcinkiem po wapiennych schodach do Bramy Krakowskiej. Tym razem wystąpiła jeszcze dodatkowa atrakcja w postaci wiatrołomów, które wprowadziły wiele zamieszania. Ostatecznie jednak wróciliśmy na szlak, a na schodach spod Groty Łokietka rozganialiśmy hordy pieszych turystów, którzy byli wyjątkowo niechętni do ustąpienia na miejsca. Ten zjazd wszystkich rozgrzał i zaspokoił potrzeby zjazdowych emocji. Piter wręcz postulował powtórkę! Jednak było już późno, MC tak jak wcześniej mówił odbijał do Krakowa, a my wciąż nie dotarliśmy do Doliny Zachwytu. Z drugiej strony mając za sobą 45km pozostali zastanawiali się również na powrotem do Krakowa. Szlę przeważył Piter, który zdecydowanie stwierdził, że musimy dojechać do Dolinki Zachwytu. Po uzgodnieniu dodatkowego postoju bufetowego wszyscy postanowili pojechać dalej. Pożegnaliśmy więc MCiego i pojechaliśmy w stronę Pieskowej Skały w poszukiwaniu jakiegoś bufetu. Zatrzymaliśmy się przy pierwszych kiełbaskach i szaszłykach. Po niezbyt długiej przerwie ruszyliśmy w Dolinkę Zachwytu. Podjechaliśmy czerwonym szlakiem pieszym, a następnie skręciliśmy w niebieski szlak rowerowy, który prowadzi przez tytułową dolinkę. Niestety Dolinka ta mocno nas rozczarowała, ot szeroka płaska dolina z polną wyboistą drogą. Cóż mieliśmy tego dnia inne bardziej zachwycające odcinki. Zanim odjechaliśmy w stronę Krakowa, ja zaliczyłem fenomenalnie kuriozalną glebę, gdy podczas ruszania straciłem równowagę i wpadłem do kałuży. Dalej czekał nas już zjazd szosą do Krakowa przez Dolinę Prądnika i Zielonki. Tempo mieliśmy naprawdę zacne. Na koniec wyjazdu znów była okazja do tradycyjnego finiszu do tablicy herbowej przy wjeździe do Krakowa, tym razem sprint wygrał Azar. Podczas przejazdu przez miasto Sara zaliczył jeszcze mocno nieprzyjemną glebę zamykając statystyki tego bardzo udanego wyjazdu.
Przez dolinki do zachwytu
Trasa: Przez Kobylańska, Będkowską i Ojców do Zachwytu :)
Dystans: 86 km
Przewyższenia: 1020 m
Rowerzystów: 7
Gleb: 2
Gum: 0
Ostatnio raczej rzadko jeździmy do Dolinek, postanowiliśmy nadrobić nieco zaległości i przy okazji odkryć dolinki na nowo. Głównym celem stała się zauważona przeze mnie przypadkiem na mapie Dolina Zachwytu. Wydarzeniem dnia był natomiast powrót Bogusia, którego nie widzieliśmy na rowerze przez kilka lat...Dystans: 86 km
Przewyższenia: 1020 m
Rowerzystów: 7
Gleb: 2
Gum: 0
W piękne bezchmurne przedpołudnie spotkaliśmy się tradycyjnie pod Mostem Grunwaldzkim. Rowery już doprowadzone do porządku po WarkCarpatii, czekały na kolejne przygody. Ekipa, która się zebrała znów liczna siedmioosobowa. Czterech liderów klasyfikacji sezonu 2010 oraz MC, Piter i Boguś. Wszyscy przyjechali punktualnie, tak że już kwadrans po 9 ruszaliśmy w trasę. Objechaliśmy Wawel dookoła, przejechaliśmy przez Rynek i pokręciliśmy trochę po mieście, bo przez remonty nie mogliśmy wyjechać typową dla nas trasą. Z miasta wyjechaliśmy ul Łokietka, gdyż inaczej niż zwykle, mieliśmy wjechać w teren w Wąwozie Podskalańskim. Zanim jednak tam dotarliśmy, mieliśmy już przejechane 20km po asfalcie, co zdecydowanie nie odpowiadało właścicielom rasowych górskich rowerów. Krótki przejazd przez Wąwóz Podskalański, również nie zaspokoił terenowych apetytów. Tymczasem jak zwykle z Wąwozu nie wyjechaliśmy w tym miejscu gdzie planowaliśmy. Dało nam to jednak okazję zjazdu jedną z najbardziej stromych dróg w okolicy. Niestety z uwagi na remont nie była one w najlepszym stanie i mnie udało się rozpędzić jedynie do 76,4km/h,co stanowi 1,6 km/h mniej niż mój rekord. Tak znaleźliśmy się u wylotu Doliny Kluczwody, stąd tradycyjnie skierowaliśmy się do Zelkowa. Jako, że chłopakom nieco się nudziło zrobili sobie lotną premię do sklepu na górze, Sklep zresztą okazał się szczęśliwy, bo wygraliśmy dwa darmowe Big Milki:)
Po odpoczynku i uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy w teren. Zakładałem że pojedziemy czerwonym szlakiem rowerowym, ale szybko go zgubiliśmy i pojechaliśmy po prostu przed siebie na azymut. Momentami gdy jechaliśmy zapomnianą leśną drogą było naprawdę ciekawie bo nie byliśmy pewni czy nie skończy się ona gdzieś nagle. Nic takiego jednak się nie stało, a my wyjechaliśmy prosto na niebieski szlak rowerowy, którym zjechaliśmy do Doliny Kobylańskiej.Był to bardzo fajny, szybki i urozmaicony zjazd, który, jechaliśmy po raz pierwszy. Było to bardzo ciekawe odkrycie. Także w kategoriach odkrycia należy traktować zjazd Doliną Kobylańską, którą zazwyczaj przemierzamy w przeciwnym kierunku. Tutaj jednak problemem stawał się coraz większy tłok na szlakach. Na koniec Dolinki postanowiliśmy odświeżyć wspomnienia ekstremalnej jazdy po strumykach i przejechaliśmy cały kilkusetmetrowy wodny dojazd do dolinki. Zabawy było co niemiara, potem trzeba było jeszcze nasmarować łańcuchy i jechaliśmy dalej do Dolinki Bolechowickiej.
Pięciokilometrowy przejazd Doliną Będkowską urozmaiciły głównie pozostałości po powodzi w postaci licznych podtopień drogi i sporych ilości błota. Tak naprawdę jednak miało być to tylko preludium do wspaniałego zjazdu niebieskim szlakiem do Ojcowa. Najpierw jednak trzeba było wspiąć się do drogi olkuskiej.
Zjazd niebieskim szlakiem przez Czajowice do Ojcowa jest jednym z moich ulubionych w okolicach Krakowa, prowadzi krętymi leśnymi ścieżkami, a kończy się trudnym odcinkiem po wapiennych schodach do Bramy Krakowskiej. Tym razem wystąpiła jeszcze dodatkowa atrakcja w postaci wiatrołomów, które wprowadziły wiele zamieszania. Ostatecznie jednak wróciliśmy na szlak, a na schodach spod Groty Łokietka rozganialiśmy hordy pieszych turystów, którzy byli wyjątkowo niechętni do ustąpienia na miejsca. Ten zjazd wszystkich rozgrzał i zaspokoił potrzeby zjazdowych emocji. Piter wręcz postulował powtórkę! Jednak było już późno, MC tak jak wcześniej mówił odbijał do Krakowa, a my wciąż nie dotarliśmy do Doliny Zachwytu. Z drugiej strony mając za sobą 45km pozostali zastanawiali się również na powrotem do Krakowa. Szlę przeważył Piter, który zdecydowanie stwierdził, że musimy dojechać do Dolinki Zachwytu. Po uzgodnieniu dodatkowego postoju bufetowego wszyscy postanowili pojechać dalej. Pożegnaliśmy więc MCiego i pojechaliśmy w stronę Pieskowej Skały w poszukiwaniu jakiegoś bufetu. Zatrzymaliśmy się przy pierwszych kiełbaskach i szaszłykach. Po niezbyt długiej przerwie ruszyliśmy w Dolinkę Zachwytu. Podjechaliśmy czerwonym szlakiem pieszym, a następnie skręciliśmy w niebieski szlak rowerowy, który prowadzi przez tytułową dolinkę. Niestety Dolinka ta mocno nas rozczarowała, ot szeroka płaska dolina z polną wyboistą drogą. Cóż mieliśmy tego dnia inne bardziej zachwycające odcinki. Zanim odjechaliśmy w stronę Krakowa, ja zaliczyłem fenomenalnie kuriozalną glebę, gdy podczas ruszania straciłem równowagę i wpadłem do kałuży. Dalej czekał nas już zjazd szosą do Krakowa przez Dolinę Prądnika i Zielonki. Tempo mieliśmy naprawdę zacne. Na koniec wyjazdu znów była okazja do tradycyjnego finiszu do tablicy herbowej przy wjeździe do Krakowa, tym razem sprint wygrał Azar. Podczas przejazdu przez miasto Sara zaliczył jeszcze mocno nieprzyjemną glebę zamykając statystyki tego bardzo udanego wyjazdu.
Uczestnicy:
Zdjęcia:
Tagi:
dolinkiKomentarze:
mimo literówki bardzo fajna relacja ;)
dobry był ten wypadzik, fajnie wyskoczyć sobie w dolinki :) lotna premia pod sklepem należała do Sary :)
dobry był ten wypadzik, fajnie wyskoczyć sobie w dolinki :) lotna premia pod sklepem należała do Sary :)
Tak Tak głodnemu .... :) a wyjazd zacny jak by nie było :)
kiedyś było tak, że jak ktoś zobaczył błąd w relacji to go poprawiał... :p
Zmieniliśmy się!! :D
Zacna relacyjka - zaraz poprawię literówki :P
Zacna relacyjka - zaraz poprawię literówki :P
Dodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »