Trasa:most - lasek - lasek tyniecki - wałami do krakowa Dystans:42 km Przewyższenia:545 m Rowerzystów:7 Gleb:2 Gum:0
Tytuł wyjazdy niczym, ze strony głównej Onetu :) Ludzie myślą, że chodzi o jakieś machloje wyborcze, a my po prostu jeździliśmy na rowerach. Tyle, że przed wyborami i po bagienku :)
Wyborczy poranek nie należał do najpiękniejszych, jednak nie przeszkodziło to w zebraniu się naprawdę zacnej, 7-osobowej ekipy. O 9:12 mogłem ją już podziwiać w komplecie bo zjawiłem się ostatni;) No ale w końcu miałem najdalej, a poza tym zmieściłem się w kwadransie.
Jeszcze zanim ruszyliśmy trafiłem w krzyżowy ogień uszczypliwości i docinków, związanych z moim nieznacznym prowadzeniem w tabeli. Musiałem je znosić aż do momentu, kiedy zjechaliśmy z asfaltu w teren - czyli zaczęła się właściwa zabawa w szybkie pokonywanie wąskich i usłanych wilgotnymi liśćmi zjazdów oraz rozpaczliwe niekiedy poszukiwanie zaginionej trakcji na podjazdach;) Koncepcja przejazdu przez sam Lasek Wolski była dopracowywana na bieżąco. Na deser został wytypowany stromy zjazd wzdłuż muru klasztornego. Pierwszy pojechał Abdul, żeby zrobić reszcie zdjęcia. Ostatnie zjechały dziewczyny, które zamiast nabrać respektu do odrobiny rowerowego hardkoru, zawstydziły nas pewnością z jaką pokonały stromiznę. Magda zaliczyła tam w prawdzie przyziemienie, ale dopiero na samym dole i wynikało to z nadmiernego rozluźnienia, albo tremy przed aparatem Krzycha;) Następnie zjechaliśmy do wodociągów, gdzie wspomniany fotograf popisał się pięknym driftem przy wjeżdżaniu na chodnik, co zostało uwiecznione przez Abdula i wzbudziło niemały respekt w środowisku.
Gdy już zebraliśmy się wszyscy na dole, ruszyliśmy w stronę Tyńca. Zanim zaatakowaliśmy tamtejszy lasek postanowiliśmy nieco się posilić w spożywczaku. Popas zaczął się od refleksji Abdula, że przez tarcze w przednich kołach musimy teraz ostrożniej parkować swoje rowery. Gwiazdą dalszej dyskusji został Krzych, który rozwalił wszystkich snując swoje plany wystartowania w przyszłym sezonie "na luzaka" w etapówkach MTB Trophy i MTB Challange. Wśród mniej zdecydowanej części ekipy, znacząco podniosło to entuzjazm wobec MTB Trophy 2011, więc zapowiada się nam coraz mocniejszy start w tej imprezie:)
Miło się rozmawiało, ale pokręcić też coś jeszcze tego dnia chcieliśmy, zwłaszcza, że zaczęło się rozpogadzać. Ruszyliśmy więc w końcu do lasku tynieckiego. Jechaliśmy bez żadnej koncepcji, bo jakoś nikt się nie czuł ekspertem od nawigowania w tym rejonie. Stosunkowo płaski teren i łatwe technicznie ścieżki trochę uśpiły naszą czujność, co Agnieszka przypłaciła dość spektakularnym OTB, gdy jej rower zatrzymała słabo widoczna zza wcześniejszej hopki dziura. Na szczęście miała kask (TAK, w KASKU należy jeździć ZAWSZE!) i po chwili ochłonięcia (wykorzystaną przeze mnie i Kamila na wyprostowanie jej kierownicy i siodełka) mogliśmy wszyscy kontynuować jazdę.
Monotonia terenu dość szybko skłoniła Abdula do rzucenia propozycji zjazdu na azymut, a reszta bardzo chętnie wcieliła ją w życie. W dół jechało się bardzo fajnie, kluczyliśmy między drzewami i innymi naturalnymi przeszkodami, a potem przeprawiliśmy się przez ładną płaską polankę, z której to wpadliśmy prosto w dżunglę. Jak się okazało dość mocno bagienną. Początkowo Abdul popisywał się pokazując wszystkim, jak przy mocnym depnięciu i dobraniu odpowiedniego przełożenia można po tym jechać. Innym jakoś mniej to wychodziło, niektórzy nawet nie próbowali i od razu prowadzili swoje rowery. Jednak nawet nasz przewodnik dał się w końcu wciągnąć bagienku i u nikogo nie obyło się bez totalnego usyfienia butów i maszyn. Co gorsze zróżnicowana paleta barw i zapachów dobywających się z podłoża sprawiła, że gdy już dostaliśmy się na twardszy grunt, wszyscy zaczęli coraz mocniej tęsknić za prysznicem i pralką;)
Bez zbędnego ociągania pojechaliśmy więc na tor kajakowy, gdzie podjęliśmy Agoo, która towarzyszyła nam już do końca wycieczki. Jakoś nikt nie wyobrażał sobie powrotu do domu z rowerami w takim stanie, dlatego ostatni wspólny postój urządziliśmy sobie na myjni ręcznej przy stacji BP na Kapelance. Sprawna akcja "karcherowego" Abdula, wspieranego przez kilku "przestawiaczy" rowerów sprawiła, że nasze rumaki po chwili były czyściutkie.
Jeszcze tylko szybkie smarowanie, pożegnanie i mogliśmy z przewietrzonymi głowami wracać do domów, by następnie udać się do lokali wyborczych i oddać swoje głosy w wyborach samorządowych.
"Krzychu na dojeździe do wodociągów wchodzi bokiem na chodnik - szacun ;)" "...poznanie ambitnych planów wyluzowanego Krzycha na przyszły rok" ... ależ ja jestem zajebisty, aż sobie zrobię kawę...
Zacna relacja, w końcu wiadomo co to za ambitne plany ma Krzych. Ja tylko chciałem zauważyć że do tej pory jako jedyny zgłosiłem się na przyszłoroczne Trophy;)
Fajna relacja Sara - ale muszę sprostować, że się nie popisywałem tylko walczyłem o przetrwanie i chciałem Was uświadomić, że też możecie przetrwać ;) a jak to się skończyło każdy wie :)
A to nie omieszkam się pochwalić, że też zgadłam :] bez google, ale głównie chyba dzięki wsparciu soczków ;), które skutecznie pomagają zmienić poziom abstrakcji...
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :) Dodaj najbliższy wyjazd »