Z radością gratuluje gleby ;)
Data: 17.07.2012, wtorek
Nie, nie chodzi tutaj o to że dzień wcześniej coś było nie tak, wręcz przeciwnie, poniedziałkowy wyjazd był całkiem błotno-przyjemniasty :) a burza i opady dodały mu tylko smaczku...
Problemem jak zwykle był „człowiek” czyli wiecznie odczuwająca niedosyt istota(y) której zawsze jest mało i ciągle chce więcej... więcej zjazdów, więcej potu, więcej kilometrów, więcej terenu czy w końcu więcej single track’ów :) ... więc jak widzicie, dla nas, słabych, nieodpornych na rowerowe pokusy istot nie było innego wyjścia jak szybko i spontanicznie zorganizować „wtorkowy wyjazd uzupełniający”. Jedyna niedogodność jaka doskwiera takim „śródtygodniowym-okołopołudniowym” wyjazdom to słaba szprychowa frekwencja, no ale to zrozumiałe bo większość z nas albo jest wtedy w pracy albo z racji wakacji na zasłużonych urlopach. Na szczęście nasze żonki zdążyły się już przyzwyczaić do tego iż Cykloza jest bardzo ciężką chorobą i nie wynaleziono jeszcze na nią skutecznego lekarstwa, więc niewiele oponując zgodziły się na zmianę planów tak abyśmy mogli cieszyć się nieskrępowanym kręceniem. No cóż, ostatecznie zdublowaliśmy poniedziałkowy skład czyli ja z Abdulem we dwójkę na starcie :)
Pogoda znowu okazała się łaskawa czyli nie było żadnych zamieci śnieżnych, gradobicia, trąb powietrznych ani tsunami... a jedynie ciemne chmury (z których nieco później chłodził nas orzeźwiający deszczyk), wiatr i stosunkowo jak na lipiec niska temperatura czyli około 15 stopni C... jednak jako że nie ma złej pogody na rower (czasami są tylko źle ubrani rowerzyści) z szerokim bananem na ustach wyruszyliśmy z Szuwarowej mijając nowo budowany Kampus UJ w stronę Górki Pychowickiej. Tam czekała na nas miła i jakże smakowita niespodzianka czyli pierwsze w tym roku zajadanie mirabelek :) . Po takiej szybkiej przystawce żwawo pokręciliśmy na danie główne w Rogatym Ranczu. Po drodze czekały na nas jeszcze krótkie acz smakowite kamieniste zjazdy, przeprawa przez łąkę porośniętą przepięknymi wysokimi trawami, spotkanie ze strusiami które niczym sam mistrz Kaszpirowski wprowadziłem w stan hipnozy i to bez użycia magicznych adin, dwa, tri, czetyrie... filmik u Abdula ;) , wyśmienite single w okolicach „Zapałki” w Dolince Grzybowskiej – tutaj należą się pochwały dla Abdula bo chociaż nieco na wyczucie to poprowadził nas naprawdę smakowitymi ścieżkami... mniam, mniam... i nawet tu i ówdzie walające się w poprzek leśnych duktów drzewa nie były w stanie zepsuć wyśmienitych doznań niczym z prawdziwego górskiego szlaku :) , później już tylko szybkie i krótkie dokręcanie szosą do Rogatego tak aby zdążyć na obiad przed nadchodzącą ulewą... ufff udało się bo jak wiadomo to obiad jednak przyjemniej się je na sucho (czyt. nie marznąc). Posileni tytułowym popasem i zużywszy cztery komplety kruchych plastikowych sztućców (o dzięki Ci o wszechwładny Sanepidzie że dbasz o nas tak bardzo że musimy zajadać plastikową tandetą...) żwawo ruszyliśmy w stronę Krakowa, najpierw szybka szosa, później moje ulubione wały wzdłuż Rudawy i naszym oczom ukazały się Błonia, stamtąd przez apetyczny Zakrzówek prosto do domu Abdula. Ostatecznie wykazaliśmy się profesjonalnym wyczuciem czasu bo przybyliśmy na miejsce jakieś 30 sekund przed Agoo i w ten sposób uchroniliśmy ją przed przysłowiowym „całowaniem klamki” ;)
Na koniec szybki prysznic, popasu ciąg dalszy czyli wsysanie przyrządzonych przez Agoo pysznych kanapeczek z aromatycznymi malinówkami i czas było się żegnać, bo terminarz napięty... Agoo na basen, Abdul na halówkę a ja do Krynicy...
Dzięki i do następnego razu w szprychowym gronie :)
Pozdrowerki
wojtek_bleble
P.S.
Abdul, mam nadzieję że teraz to odzyskam błotniczek ;)
11:59 20.07.2012
Żeby życie miało smaczek przed popasem singletraczek
Trasa: Pychowice - Tyniec - Dolinka Grzybowska - Zakrzówek
Dystans: 50 km
Rowerzystów: 2
Gleb: 0
Gum: 1
Ten wyjazd po prostu musiał się odbyć a wszystko przez... niedosyt z dnia poprzedniego...Dystans: 50 km
Rowerzystów: 2
Gleb: 0
Gum: 1
Nie, nie chodzi tutaj o to że dzień wcześniej coś było nie tak, wręcz przeciwnie, poniedziałkowy wyjazd był całkiem błotno-przyjemniasty :) a burza i opady dodały mu tylko smaczku...
Problemem jak zwykle był „człowiek” czyli wiecznie odczuwająca niedosyt istota(y) której zawsze jest mało i ciągle chce więcej... więcej zjazdów, więcej potu, więcej kilometrów, więcej terenu czy w końcu więcej single track’ów :) ... więc jak widzicie, dla nas, słabych, nieodpornych na rowerowe pokusy istot nie było innego wyjścia jak szybko i spontanicznie zorganizować „wtorkowy wyjazd uzupełniający”. Jedyna niedogodność jaka doskwiera takim „śródtygodniowym-okołopołudniowym” wyjazdom to słaba szprychowa frekwencja, no ale to zrozumiałe bo większość z nas albo jest wtedy w pracy albo z racji wakacji na zasłużonych urlopach. Na szczęście nasze żonki zdążyły się już przyzwyczaić do tego iż Cykloza jest bardzo ciężką chorobą i nie wynaleziono jeszcze na nią skutecznego lekarstwa, więc niewiele oponując zgodziły się na zmianę planów tak abyśmy mogli cieszyć się nieskrępowanym kręceniem. No cóż, ostatecznie zdublowaliśmy poniedziałkowy skład czyli ja z Abdulem we dwójkę na starcie :)
Pogoda znowu okazała się łaskawa czyli nie było żadnych zamieci śnieżnych, gradobicia, trąb powietrznych ani tsunami... a jedynie ciemne chmury (z których nieco później chłodził nas orzeźwiający deszczyk), wiatr i stosunkowo jak na lipiec niska temperatura czyli około 15 stopni C... jednak jako że nie ma złej pogody na rower (czasami są tylko źle ubrani rowerzyści) z szerokim bananem na ustach wyruszyliśmy z Szuwarowej mijając nowo budowany Kampus UJ w stronę Górki Pychowickiej. Tam czekała na nas miła i jakże smakowita niespodzianka czyli pierwsze w tym roku zajadanie mirabelek :) . Po takiej szybkiej przystawce żwawo pokręciliśmy na danie główne w Rogatym Ranczu. Po drodze czekały na nas jeszcze krótkie acz smakowite kamieniste zjazdy, przeprawa przez łąkę porośniętą przepięknymi wysokimi trawami, spotkanie ze strusiami które niczym sam mistrz Kaszpirowski wprowadziłem w stan hipnozy i to bez użycia magicznych adin, dwa, tri, czetyrie... filmik u Abdula ;) , wyśmienite single w okolicach „Zapałki” w Dolince Grzybowskiej – tutaj należą się pochwały dla Abdula bo chociaż nieco na wyczucie to poprowadził nas naprawdę smakowitymi ścieżkami... mniam, mniam... i nawet tu i ówdzie walające się w poprzek leśnych duktów drzewa nie były w stanie zepsuć wyśmienitych doznań niczym z prawdziwego górskiego szlaku :) , później już tylko szybkie i krótkie dokręcanie szosą do Rogatego tak aby zdążyć na obiad przed nadchodzącą ulewą... ufff udało się bo jak wiadomo to obiad jednak przyjemniej się je na sucho (czyt. nie marznąc). Posileni tytułowym popasem i zużywszy cztery komplety kruchych plastikowych sztućców (o dzięki Ci o wszechwładny Sanepidzie że dbasz o nas tak bardzo że musimy zajadać plastikową tandetą...) żwawo ruszyliśmy w stronę Krakowa, najpierw szybka szosa, później moje ulubione wały wzdłuż Rudawy i naszym oczom ukazały się Błonia, stamtąd przez apetyczny Zakrzówek prosto do domu Abdula. Ostatecznie wykazaliśmy się profesjonalnym wyczuciem czasu bo przybyliśmy na miejsce jakieś 30 sekund przed Agoo i w ten sposób uchroniliśmy ją przed przysłowiowym „całowaniem klamki” ;)
Na koniec szybki prysznic, popasu ciąg dalszy czyli wsysanie przyrządzonych przez Agoo pysznych kanapeczek z aromatycznymi malinówkami i czas było się żegnać, bo terminarz napięty... Agoo na basen, Abdul na halówkę a ja do Krynicy...
Dzięki i do następnego razu w szprychowym gronie :)
Pozdrowerki
wojtek_bleble
P.S.
Abdul, mam nadzieję że teraz to odzyskam błotniczek ;)
Zdjęcia:
Tagi:
Zapałka Rogate Ranczo Pychowice Dolina Grzybowska ZakrzówekKomentarze:
Chyba gumy - w końcu się ktoś poza liderem włączył do tej klasyfikacji ;)
Wiedziałem, że się ucieszysz :) Aż miałem z trasy Ci SMSa klepnąć :]
Dorzuciłem podpisy do galerii - na prawdziwą relację trzeba poczekać - Wojtek łapie wenę :P
... a wiadomo jak to jest... "zdradliwa wena, raz jest raz jej nie ma"... ;)
No, no... piękny debiut literacki na naszych łamach :) Witamy w gronie "piśmiennych" ;)
Błotnik jest Twój :)
Jak Wojtek pisze relacje wiedz, że coś sie dzieje! ;)
Nie mniej jednak gratulacje :)
Nie mniej jednak gratulacje :)
11:59 20.07.2012
gratuluje!!!naprawdę coś się dzieje.....
Wojtek, pełen szacun za... skrywanie przez 9 lat talentu literackiego, pełna skromność;)
Świetny tekst
Świetny tekst
DZIEWIĘĆ LAT?? 9 LAT?? NOOO nie podejrzewałem że to aż tyle, wydawało mi się że jakieś 6-7... no ale latka lecą i tyle dobrze że chociaż w doborowym rowerowym towarzystwie :) ... no i dzięki Szprychy (i nie tylko) dzięki za docenienie mego heroicznego wyczynu ;)... chociaż stało się tak że zostałem zmuszony małym szantażem więc heroizmu to raczej w tym niewiele... ;)
Więc pozdrowerki... i do następnej relacji za kolejnych 9 lat ;)
Więc pozdrowerki... i do następnej relacji za kolejnych 9 lat ;)
Chyba Ci tak zmodyfikuje uchwyt w błotniku, że co drugi wyjazd będziesz go gubił - a ja będę jeździł zawsze za Tobą :]
Dodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »