Data: 3.07.2021, sobota

Velo Zakopane - Kraków

Ten wyjazd znalazł się na 4. miejscu w rankingu najlepszych wyjazdów w sezonie 2021

Mapa Zakopane -> Kraków Trasa: Palenica Białczańska - Bukowina Tatrzańska - Groń - Ostrowisko (veloDunajec) - Frydman - Niedzica - Krośnica - Krościenko n. Dunajcem - Tylmanowa - Łącko - Stary i Nowy Sącz - Gródek n. Dunajcem - Ruda Kameralna - Zakliczyn - Zgłobice - Wietrzychowice (WTR) - Uście Solne - Niepołomice - Węgrzce Wk. - Kokotów - Brzegi - Kraków
Dystans: 314 km
Przewyższenia: 1714 m
Rowerzystów: 4
Gleb: 0
Gum: 0
Charakterystyka:
Wyjazd szosowy
Wyjazd nocny
Cele są po to, aby je realizować. Ewentualnie, by dążyć do ich realizacji. Jednym z tegorocznych celów był szosowy przejazd Zakopane -> Kraków korzystając z veloDunajec i WTR. Oczywiście na tyle, na ile owe szlaki pozwalały jechać asfaltowo. Tyczyło się to zwłaszcza veloDunajec, które zawiera jeszcze trochę nieukończonych odcinków w przebiegu (choć powoli je uzupełniają).

Jak każda historia ma swój początek, tak i ta ma ich wiele. Bo zbieraliśmy się w różnych miejscach i w różnych momentach. Najpierw Krzysiek zgarnął mnie z Góry Borkowskiej autem i pojechaliśmy na Plac Centralny, gdzie wsiedliśmy w Yellow Busa do Palenicy Białczańskiej. Po drodze w busie zameldował się Tomek. Tylko na Azara musieliśmy czekać aż do Krościenka i to już na trasie rowerowej.

O 9:30 wysiedliśmy z rowerami z autobusu przy wejściu na szlak do MoKa. I oczywiście rozpoczęły się opady deszczu. Najpierw lekka mżawka, potem na tyle intensywniejsze, że trzeba było się na chwilę zatrzymać. Krótki podjazd i za Bukowiną Tatrzańską rozpoczęliśmy prawie 100 km zjazd (z niewielkimi hopkami) trwający praktycznie do Nowego Sącza. W Ostrowisku wbiliśmy się na veloDunajec i jego ścieżkami od południa objeżdżaliśmy jezioro Czorsztyńskie aż do Sromowców Wyżnych. Pogoda też dała nam przeschnąć.

W Sromowcach Tomek na gravelu pomknął na Cerveny Klastor i Szczawnicę, a ja z Krzyśkiem asfaltowo na Czorsztyn i Krośnicę. Zebraliśmy się z powrotem, i to już w czwórkę, w Krościenku nad Dunajcem pod sklepem. Niestety odpoczynek chyba trwał zbyt długo, bo od Tylmanowej znów nas dopadł deszcz i nie opuszczał aż do Nowego Sącza. Zresztą 50 km odcinek Krościenko - Nowy Sącz jest dość ambiwalentny. Na zmianę ruchliwą drogą (lub nie budzącym zaufania osiedlem) i spokojnymi, urokliwymi dróżkami. O niezliczonej ilości mostów, którymi przekraczaliśmy Dunajec nie mówiąc. Przynajmniej można było zerknąć na rzekę.

W Nowym Sączu odbiliśmy na Rynek, by zjeść coś ciepłego. A, że nikt nie wziął blokady, a i wybór punktów gastronomicznych nie był szeroki, skończyliśmy na kebabie z frytkami i surówką. Powoli chyba staje się ten posiłek tradycją, bo na 4000m up też się tym żywiliśmy w Jordanowie. W międzyczasie deszcz zaczął odpuszczać, i to już ostatecznie.

Najedzeni ruszyliśmy na 3 ostatnie istotne hopki na trasie. Najpierw serpentynami Dąbrowska Góra, a potem wzgórza nad Gródkiem n. D. i Rożnowem. Byle do Zakliczyna, gdzie prawdopodobnie był ostatni czynny sklep na trasie (z racji, że sobota i po 19). Na rynku w Zakliczynie kawa i uzupełnienie zapasów, wszak jeszcze ok. 140 km przed nami. W międzyczasie trwała walka o przekonanie Tomka, że 100 km WTR nawet nie odczuje, i by porzucił myśl o porzuceniu nas pod Tarnowem. I walka o to, by zdążył na pociąg. W końcu rozstaliśmy się w Błoniach, skąd Tomek poleciał na Zgłobice i Tarnów PKP, a my szosami po błotach na ostatni na trasie most nad Dunajcem (DK 94).

W Komarowie uczciliśmy 200 km wiśniówką, a ok. 25 km później w Wietrzychowicach wjechaliśmy na WTR. A tam już płasko i ciemno. I tylko co jakiś czas mijali nas zawodnicy Wisły 1200, którzy jechali w stronę Gdańska. W sumie na WTR ciśnienie podniosły tylko dwie sarny, które przebiegły kilka metrów przed moim rozpędzonym kołem. A tak, to jak w polskim filmie "nuda, proszę Pana, nic się nie dzieje". Najchętniej, to by się wbiło tempomat i zasnęło. Przynajmniej wiatru zachodniego nie było. I tak w sumie do Niepołomic. W Grabiach zrobiliśmy nadmiarowe kilometry przez Węgrzce i Kokotów i już w Krakowie na ul. Półanki się rozstaliśmy. Azar pojechał prosto do domu, a ja z Krzyśkiem do auta na Hutę. I tak o 3 nad ranem wyjazd zakończył się.

Liczniki wskazały nam ok. 315 km i 1700 m podjazdów. Deszcz trochę psuł odbiór trasy, ale dzięki temu nie było tłumów przy jeziorze Czorsztyńskim, a nas nie przegrzało. Trochę brakuje odcinków (objazdów) veloDunajec za Krościenkiem, gdzie trzeba poruszać się ruchliwą drogą. I większej ilości punktów spożywczo-gastronomicznych. Bezpośrednio przy trasie to czynne były tylko Bukowina (10 km), Krościenko (70 km), Gródek (140 km) i Zakliczyn (170 km). Oczywiście w godzinach naszego przejazdu, bo by się jeszcze jakieś sklepy znalazły, gdyby nie to, że byliśmy po zmierzchu w sobotę. Dla zwolenników pionów, chyba warto w Zakliczynie odbić na pogórze i przez Brzesko i Bochnię ominąć większość WTR.

Autor relacji:

Maciek


Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
krzych
Krzysztof S
Maciek
Maciek D.
sergio
Tomek

Zdjęcia:

Tagi:

veloDunajec WTR Nowy Sącz Palenica Białczańska Zakliczyn Krościenko Niedzica Jezioro Czorsztyńskie Jezioro Rożnowskie

Komentarze:

krzych
Krzysztof S
09:30 5.07.2021
Wyjazd super, ale musimy popracować nad tempem. Mysle że 27-28km/h w zasięgu, a tak trochę się z tymi 23.5km/h wleklismy........ ;P

Dodaj komentarz: