Data: 26.06.2005, niedziela
Spotkaliśmy się tradycyjnie pod mostem, tylko pora była nie typowa 8.00. Oczywiście spowodowało to pewne opóźnienia, spotęgowane dodatkowo wiankami, które miały miejsce poprzedzającego wieczora. Efektem tego wszyscy byli w stanie podobnym do wałów Wiślanych, czyli totalnie zmasakrowani, skacowani (lub jeszcze pijani) i niewyspani (średnia wyniosła 3h snu). Jednak wszystkich podniosła z legowisk chęć przemierzenia naszych ulubionych szlaków w dolinkach Podkrakowskich.
Oczywiście po tak długiej przerwie prawie każdy mógł się pochwalić jakąś nową częścią, w moim przypadku było to nowe tylne koło, jednak uwagę chłopaków przykuło to przednie, gdyż zmieniając dętkę założyłem odwrotnie oponę, która zdecydowanie powinna się kręcić w przeciwnym kierunku niż ja ją założyłem. Temat ten przewijał się, ku uciesze wszystkich (oprócz mnie), przez całą wycieczkę,. Na każdym postoju Buli tudzież Azar z wielką troską w głosie informowali mnie: ej Komin, chyba masz oponę odwrotnie założoną...
No ale w końcu ruszyliśmy przez miasto, na początku nieco leniwie, lecz stopniowo wszyscy budzili się do życia. Tak dotarliśmy do Zielonek, gdzie skręciliśmy na szlak rowerowy i upragniony teren. W zasadzie było sucho, a poza tym pogoda była wyśmienita, niecałe 20 stopni i słońce skryte za chmurami nie waliło po oczach swoim niewątpliwym blaskiem. W tych doskonałych warunkach szybko wszyscy mieli wyśmienite humory i pałali wielka chęcią do jazdy. Na podjazdach, niestety widać było, że chęci nie wystarczają i że niektórzy wiele sił poświęcili na nocną zabawę. Buli z Wojtkiem na czele peletonu prowadzili ożywione dyskusje, ja z Abdulkiem jechaliśmy swoim tempem, koncentrując się raczej na równym tempie. Azar natomiast już dawno nie był na rowerze i mimo najszczerszych chęci nie był w stanie jechać równo z nami. Jednak jako wielki wojownik, gdy już dojechał na szczyt, nie zatrzymywał się, lecz jechał dalej, więc po wskoczeniu na nasze rumaki musieliśmy go gonić.
Tradycyjnie niebieskim szlakiem dostaliśmy się z Doliny Prądnika do Kluczwody, gdzie orzeźwienie przyniosły nam przejazdy przez strumyki, po tej miłej spacerowej dolince, skręciliśmy w lewo by szosą wyjechać pod Zelków. Tu był czas na przerwę, gdzie po raz kolejny dowiedziałem się że mam odwrotnie przednią oponę;) Pozatym zjedliśmy nieco i gdy już byliśmy w pełni gotowi ruszyliśmy raźno w stronę naszej ulubionej... Doliny Bolechowickiej:) Tutaj Azar zaczął swoje popisy, niestety ich nie widziałem, Buli mógłby napisać coś więcej, bo tak wyszło, że jechał za Azarem. Nie był bynajmniej z tego powodu jakoś wielce szczęśliwy, gdyż utrudniło mu to nieco przejazd;) Generalnie wszyscy jak zawsze byli bardzo zadowoleni, więc rozradowani i już do końca przebudzeni (wszak nic nie budzi lepiej niż adrenalina) ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w stronę Dolinek Kobylańskiej i Będkowskiej. Podczas zdazdu do pierwszej z nich Azar zaliczył kolejną glebę i jak zawsze był tym mocno rozradowany. Abdul referował, że była to nieco udziwniona odmiana OTB, w każdym razie wszyscy cali i pojechaliśmy dalej. Kobylańską tradycyjnie już przejechaliśmy pod górę (raz mi się tylko zdarzyło odwrotnie;) i po uzupełnieniu wody w Będkowicach pognaliśmy na kolejny piękny zjazd. Kolejna dawka adrenaliny plus jedna wystraszona babcia:), ale generalnie mogliśmy rozwijać się na zjazdach bo puściutko było. Zjazd, jak każdy porządny kończył się przejazdem przez strumyk, mnie schlapało aż po pachy:) Jadąc dalej w górę doliny minęliśmy uroczą skałę o nazwie Dupa Słonia i dotarliśmy do drogi na Olkusz. Stąd w zasadzie zaczynał się powrót, z wielkim bólem skręciłem na szosę, bo chłopaki jechali jeszcze niebieskim pod Grotę Łokietka i w dół do Bramy Krakowskiej. Ja spieszyłem się bardzo i pognałem ekspresem szosą, towarzyszem mej niedoli został Abdul, za co mu bardzo dziękuje. Czy Azar zaliczył jeszcze jakieś gleby nie wiem, ale jedno jest pewne że wszyscy byli bardzo zadowoleni z tego wypadu.
Wczesnoranne powiankowe trzeźwienie ;]
Trasa: Dolinki: Prądnika, Kluczwody, Bolechowicka, Kobylańska i Będkowska :)
Dystans: 71 km
Rowerzystów: 5
Gleb: 0
Gum: 0
Wiele rzeczy złożyło się na to, że przez miesiąc nie było żadnego wyjazdu szprychowego. Ale powody te nie ważne są, bo wszak zebraliśmy się znów by przemierzać rzeki, doliny i lasy gdzie echem odbija się warkot szprych i basowe buczenie szerokich opon z baardzo agresywnym bieżnikiem. Dystans: 71 km
Rowerzystów: 5
Gleb: 0
Gum: 0
Spotkaliśmy się tradycyjnie pod mostem, tylko pora była nie typowa 8.00. Oczywiście spowodowało to pewne opóźnienia, spotęgowane dodatkowo wiankami, które miały miejsce poprzedzającego wieczora. Efektem tego wszyscy byli w stanie podobnym do wałów Wiślanych, czyli totalnie zmasakrowani, skacowani (lub jeszcze pijani) i niewyspani (średnia wyniosła 3h snu). Jednak wszystkich podniosła z legowisk chęć przemierzenia naszych ulubionych szlaków w dolinkach Podkrakowskich.
Oczywiście po tak długiej przerwie prawie każdy mógł się pochwalić jakąś nową częścią, w moim przypadku było to nowe tylne koło, jednak uwagę chłopaków przykuło to przednie, gdyż zmieniając dętkę założyłem odwrotnie oponę, która zdecydowanie powinna się kręcić w przeciwnym kierunku niż ja ją założyłem. Temat ten przewijał się, ku uciesze wszystkich (oprócz mnie), przez całą wycieczkę,. Na każdym postoju Buli tudzież Azar z wielką troską w głosie informowali mnie: ej Komin, chyba masz oponę odwrotnie założoną...
No ale w końcu ruszyliśmy przez miasto, na początku nieco leniwie, lecz stopniowo wszyscy budzili się do życia. Tak dotarliśmy do Zielonek, gdzie skręciliśmy na szlak rowerowy i upragniony teren. W zasadzie było sucho, a poza tym pogoda była wyśmienita, niecałe 20 stopni i słońce skryte za chmurami nie waliło po oczach swoim niewątpliwym blaskiem. W tych doskonałych warunkach szybko wszyscy mieli wyśmienite humory i pałali wielka chęcią do jazdy. Na podjazdach, niestety widać było, że chęci nie wystarczają i że niektórzy wiele sił poświęcili na nocną zabawę. Buli z Wojtkiem na czele peletonu prowadzili ożywione dyskusje, ja z Abdulkiem jechaliśmy swoim tempem, koncentrując się raczej na równym tempie. Azar natomiast już dawno nie był na rowerze i mimo najszczerszych chęci nie był w stanie jechać równo z nami. Jednak jako wielki wojownik, gdy już dojechał na szczyt, nie zatrzymywał się, lecz jechał dalej, więc po wskoczeniu na nasze rumaki musieliśmy go gonić.
Tradycyjnie niebieskim szlakiem dostaliśmy się z Doliny Prądnika do Kluczwody, gdzie orzeźwienie przyniosły nam przejazdy przez strumyki, po tej miłej spacerowej dolince, skręciliśmy w lewo by szosą wyjechać pod Zelków. Tu był czas na przerwę, gdzie po raz kolejny dowiedziałem się że mam odwrotnie przednią oponę;) Pozatym zjedliśmy nieco i gdy już byliśmy w pełni gotowi ruszyliśmy raźno w stronę naszej ulubionej... Doliny Bolechowickiej:) Tutaj Azar zaczął swoje popisy, niestety ich nie widziałem, Buli mógłby napisać coś więcej, bo tak wyszło, że jechał za Azarem. Nie był bynajmniej z tego powodu jakoś wielce szczęśliwy, gdyż utrudniło mu to nieco przejazd;) Generalnie wszyscy jak zawsze byli bardzo zadowoleni, więc rozradowani i już do końca przebudzeni (wszak nic nie budzi lepiej niż adrenalina) ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w stronę Dolinek Kobylańskiej i Będkowskiej. Podczas zdazdu do pierwszej z nich Azar zaliczył kolejną glebę i jak zawsze był tym mocno rozradowany. Abdul referował, że była to nieco udziwniona odmiana OTB, w każdym razie wszyscy cali i pojechaliśmy dalej. Kobylańską tradycyjnie już przejechaliśmy pod górę (raz mi się tylko zdarzyło odwrotnie;) i po uzupełnieniu wody w Będkowicach pognaliśmy na kolejny piękny zjazd. Kolejna dawka adrenaliny plus jedna wystraszona babcia:), ale generalnie mogliśmy rozwijać się na zjazdach bo puściutko było. Zjazd, jak każdy porządny kończył się przejazdem przez strumyk, mnie schlapało aż po pachy:) Jadąc dalej w górę doliny minęliśmy uroczą skałę o nazwie Dupa Słonia i dotarliśmy do drogi na Olkusz. Stąd w zasadzie zaczynał się powrót, z wielkim bólem skręciłem na szosę, bo chłopaki jechali jeszcze niebieskim pod Grotę Łokietka i w dół do Bramy Krakowskiej. Ja spieszyłem się bardzo i pognałem ekspresem szosą, towarzyszem mej niedoli został Abdul, za co mu bardzo dziękuje. Czy Azar zaliczył jeszcze jakieś gleby nie wiem, ale jedno jest pewne że wszyscy byli bardzo zadowoleni z tego wypadu.
Uczestnicy:
Tagi:
Dolinka BolechowickaKomentarze:
brakDodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »