Data: 25.09.2005, niedziela

Co by się nie przemęczać

Trasa: Most - niebieskim do Tyńca - czerwony do Krakowa pod strzeche :)
Dystans: 45 km
Rowerzystów: 3
Gleb: 0
Gum: 0
Wrzesień kończy się, razem z nim lato sesja i różne inne rzeczy. Kontuzjowani powoli wracają do zdrowia, inni wyglądają zza książek, jednym słowem najwyższy był czas na kolejną wycieczkę. Skład może nie był najmocniejszy, bo tylko trzech nas się stawiło w najbardziej tradycyjnym miejscu i czasie, czyli pod mostem o 9:00. Pogoda?? Hmm jesienna, czyli raczej chłodno z rana, a do tego gęsta mgła, która trzymała się do południa.


Nikt bynajmniej nie zakładał jakiejś strasznie ambitnej trasy, po krótkim namyśle trwającym tyle, co dopompowanie dwóch kół, ruszyliśmy w stronę Tyńca. Nie był a to wycieczka z tych, co jedziemy cicho jeden za drugim i połykamy kilometry, raczej miała charakter spotkania towarzyskiego połączonego z przejechaniem ciekawej, miejscami wymagającej trasy. Tak więc jechaliśmy luźno debatując na różne tematy, choć wszystkie kręcące się wokół rowerów. Tak przejechaliśmy przez Skałki Twardowskiego i dalej niebieskim szlakiem rowerowym. Trasę tą znamy raczej na pamięć, więc raczej nie było mowy o zgubieniu się, a jednak. Gdy zjechaliśmy z rowerowego na pieszy zielony, który okrąża Podgórki Tynieckie bardzo ciekawymi ścieżkami, zdarzyło nam się stracić wątek. Wykorzystaliśmy to na lekkie posilenie się i i rozmowę, która znacznie przedłużyła przerwę potrzebna na odczytanie mapy. Z resztą z mapy nic nie wynikło i kierunek obraliśmy według tego, co kołatało nam się w pamięci:)


Cały zielony szlak jest jako rowerowy miejscami bardzo trudny technicznie. Najwięcej radości i satysfakcji sprawia zjazd z Grodziska:) Jest trudna to technicznie ścieżką wijąca się pomiędzy drzewami na bardzo stromym zboczu, czyli to, co tygryski lubią najbardziej:) Z technicznych niespodzianek są też dwa strome podjazdy, na których, przyznaję ze smutkiem skapitulowaliśmy. Po jednym z nich, na szczycie, z którego rozciągał się piękny widok, zrobiliśmy kolejna przerwę na małe co nieco. Potem ruszyliśmy w drogę powrotną czerwonym szlakiem rowerowym, który jak się okazało jest w stanie likwidacji:(, nie przeszkadzało nam to jednak wcale. I tak dotarliśmy do końca naszej lajtowej wycieczki, która oczywiście, aby być lajtową w pełni tego słowa znaczeniu skończyła się przy zimny piwie na Błoniach:)


Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
miszczu komin
Przemek Mrozek
wojtek_bleble
Wojciech Łazowski

Zdjęcia:

Tagi:

brak

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: