Data: 22.10.2005, sobota
Zbiórka całe szczęście była o 9.45, gdyż akurat dzień wcześniej była impreza. Ja dotarłem w miarę punktualnie, MC oczywiście się troszkę spóźnił, a Sara... został obudzony moim telefonem, czemu go nie ma na zbiórce:) Potem Pani Monika przedstawiła trasę, która wyglądała nader asfaltowo, ale oczywiście nie była ostateczna. A co dla Sary najważniejsze, biegła koło jego domu, więc nie musiał się spieszyć.
Gdy już przygotowywaliśmy się do odjazdu, Kinga postanowiła zatrudnić kogoś do podpompowania opon, oczywiście jak się domyślacie skończyło się to dobrze nam znanym odgłosem, psssssssst. Z MCim od razu zaczęliśmy wspominać piękne czasy, gdy na AZS przyjeżdżał Abdul:) i wiecie, co się okazało?? Gość, który zabrał się za pompowanie również ma ksywkę Abdul!!! Zadziwiający zbieg okoliczności:)
Szczęśliwie jednak ruszyliśmy z Piastowskiej w stronę Balic i Kryspinowa. Tempo było całkiem zadowalające, ale opatrzność czuwała AZS z definicji jest sekcją turystyczną i nigdzie się nie spieszy. Zaraz przy Balicach do wymiany była kolejna dętka:) Był więc czas na zrobienie kilku zdjęć, pogadanie o sprzęcie itp. Gdy już ruszyliśmy dalej, zaraz za Kryspinowem dołączył do nas Sara, a parę kilometrów dalej, Mnikowie, mieliśmy planowy postój pod sklepem. Oprócz jakże istotnych zakupów bananów izotoników i innych kalorii, udało nam się przeforsować przejazd Doliną Mnikowska w miejsce odcinka asfaltowego. Asfalt jednak był wszechobecny i od dolinki do zamku w Rudnie wdychaliśmy jego toksyczne opary.
Pod zamkiem była kolejna przerwa, każdy robił, co chciał, jedni zdobywali wzgórze zamkowe, trudnym podjazdem żółtym szlakiem, inni oglądali zjazdy inni zjeżdżali, robili zdjęcia, regenerowali się kanapkami. Oczywiście była również dyskutowana trasa, stanęło na trzymaniu się szlaku rowerowego, który miał nas doprowadzić prosto do celu. Nie oznaczało to bynajmniej, że szlak prowadzi prosto jak chcieliby tego niektórzy. A było tak, że ukształtowała się czołówka, która niezbyt rozglądała się za znakami, lecz delektowała się prostym odcinkiem o korzystnym nachyleniu i tak gnali, że przeoczyli skręt i nadrobili chyba 4km:) Dalej obeszło się bez zakłóceń, był jeszcze jeden postój sklepowy, i jeden strumyk, w którym można było się schłodzić. Wycieczka zakończyła się podjazdem do Miękini, z którego można było podziwiać piękną jesienną panoramę okolicy. Większość ekipy na tym etapie zakończyła kręcenie, my jednak wyciągnęliśmy mapę i szukaliśmy ciekawej trasy na 2dwie godziny, które zostały do zmroku.....
Zadanie opracowania trasy przypadło Sarze, który lepiej znał okolice, zaproponował on Dolinę Eliaszówki. Oprócz trzech warczących szprych skusiły się jeszcze cztery osoby, Tomek, Krzysiek (i dwóch, których imion niestety nie pamiętam, jeśli ktoś wie niech da znać;) Ruszyliśmy do Paczółtowic, nie było to proste, gdyż dysponowaliśmy 10 letnią mapą, ale ostatecznie dotarliśmy gdzie trzeba. W Paczółtowicach była kolejna narada dotycząca dalszej drogi. Podczas narady taktycznej część osób zdążyła odwiedzić pole golfowe. W końcu podjęliśmy decyzje ruszyliśmy obraną drogą, asfalt poprowadził nas gładko na .... jakieś podwórko!!!! Wszyscy stanęli i wybuchnęli śmiechem, po czy zawrócili, ale żebyście widzieli zdezorientowane miny gospodarzy!!! Koniec, końców znaleźliśmy dobrą drogę, nie była ona asfaltowa, pięła się stromo pod górę, ale w dobrym kierunku:) I tak dotarliśmy do żółtego szlaku, którym zjechaliśmy w Dolinę Eliaszówki, zaiste piękną zwłaszcza o tej porze roku. Był też dający wiele radości techniczny odcinek, który kończył się przy źródle Św. Eliasza. Po uzupełnieniu bidonów, postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Klasztor w Czernej mający ponad 750 lat. Wiązało się to z dodatkowym podjazdem;) MC zabawił tu dłużej z aparatem, co spowodowało, że się rozdzieliliśmy i było trochę zamieszania. Ostatecznie jednak szybko się znaleźliśmy i pojechaliśmy dalej. Minęliśmy Kopalnię Wapienia Czatkowice, pięknie wyglądającą w świetle zachodzącego słońca, i rozpoczęliśmy wspinanie się na podjazd do Miękini. Dał się on w kość gdyż byliśmy już dość zmęczeni, jednak nikt nie żałował udziału w tym bonus tracku;)
Należy również zaznaczyć, że wieczorem wszyscy zasiedliśmy do ogniska, co tam się działo długo by pisać, zapraszam do oglądnięcia zdjęć;)
AZSowy wyjazd do Miękini + bonus
Trasa: Piastowska, Kryspinów, Dolina Mnikowska, Trzy Kopce, Tenczynek, Miękinia
Dystans: 70 km
Rowerzystów: 4
Gleb: 0
Gum: 0
Charakterystyka:
Wyjazd AZSowy
Bardzo nam smutno było na wiosnę, że AZS nie miał ani zawodów, ani wyjazdu. Czekaliśmy, więc na jesień licząc na spełnienie obietnic. Niektórzy jednak poczuli się trochę rozczarowani, gdy zamiast Zakopanego lub Krościenka padło hasło wyjazdu do Miękini koło Krzeszowic. Cóż, upragnione górskie szlaki będą musiały jeszcze poczekać, a my jak zawsze z zapałem postanowiliśmy skorzystać z możliwości eksploracji okolic Krzeszowic. Dystans: 70 km
Rowerzystów: 4
Gleb: 0
Gum: 0
Charakterystyka:
Wyjazd AZSowy
Zbiórka całe szczęście była o 9.45, gdyż akurat dzień wcześniej była impreza. Ja dotarłem w miarę punktualnie, MC oczywiście się troszkę spóźnił, a Sara... został obudzony moim telefonem, czemu go nie ma na zbiórce:) Potem Pani Monika przedstawiła trasę, która wyglądała nader asfaltowo, ale oczywiście nie była ostateczna. A co dla Sary najważniejsze, biegła koło jego domu, więc nie musiał się spieszyć.
Gdy już przygotowywaliśmy się do odjazdu, Kinga postanowiła zatrudnić kogoś do podpompowania opon, oczywiście jak się domyślacie skończyło się to dobrze nam znanym odgłosem, psssssssst. Z MCim od razu zaczęliśmy wspominać piękne czasy, gdy na AZS przyjeżdżał Abdul:) i wiecie, co się okazało?? Gość, który zabrał się za pompowanie również ma ksywkę Abdul!!! Zadziwiający zbieg okoliczności:)
Szczęśliwie jednak ruszyliśmy z Piastowskiej w stronę Balic i Kryspinowa. Tempo było całkiem zadowalające, ale opatrzność czuwała AZS z definicji jest sekcją turystyczną i nigdzie się nie spieszy. Zaraz przy Balicach do wymiany była kolejna dętka:) Był więc czas na zrobienie kilku zdjęć, pogadanie o sprzęcie itp. Gdy już ruszyliśmy dalej, zaraz za Kryspinowem dołączył do nas Sara, a parę kilometrów dalej, Mnikowie, mieliśmy planowy postój pod sklepem. Oprócz jakże istotnych zakupów bananów izotoników i innych kalorii, udało nam się przeforsować przejazd Doliną Mnikowska w miejsce odcinka asfaltowego. Asfalt jednak był wszechobecny i od dolinki do zamku w Rudnie wdychaliśmy jego toksyczne opary.
Pod zamkiem była kolejna przerwa, każdy robił, co chciał, jedni zdobywali wzgórze zamkowe, trudnym podjazdem żółtym szlakiem, inni oglądali zjazdy inni zjeżdżali, robili zdjęcia, regenerowali się kanapkami. Oczywiście była również dyskutowana trasa, stanęło na trzymaniu się szlaku rowerowego, który miał nas doprowadzić prosto do celu. Nie oznaczało to bynajmniej, że szlak prowadzi prosto jak chcieliby tego niektórzy. A było tak, że ukształtowała się czołówka, która niezbyt rozglądała się za znakami, lecz delektowała się prostym odcinkiem o korzystnym nachyleniu i tak gnali, że przeoczyli skręt i nadrobili chyba 4km:) Dalej obeszło się bez zakłóceń, był jeszcze jeden postój sklepowy, i jeden strumyk, w którym można było się schłodzić. Wycieczka zakończyła się podjazdem do Miękini, z którego można było podziwiać piękną jesienną panoramę okolicy. Większość ekipy na tym etapie zakończyła kręcenie, my jednak wyciągnęliśmy mapę i szukaliśmy ciekawej trasy na 2dwie godziny, które zostały do zmroku.....
Zadanie opracowania trasy przypadło Sarze, który lepiej znał okolice, zaproponował on Dolinę Eliaszówki. Oprócz trzech warczących szprych skusiły się jeszcze cztery osoby, Tomek, Krzysiek (i dwóch, których imion niestety nie pamiętam, jeśli ktoś wie niech da znać;) Ruszyliśmy do Paczółtowic, nie było to proste, gdyż dysponowaliśmy 10 letnią mapą, ale ostatecznie dotarliśmy gdzie trzeba. W Paczółtowicach była kolejna narada dotycząca dalszej drogi. Podczas narady taktycznej część osób zdążyła odwiedzić pole golfowe. W końcu podjęliśmy decyzje ruszyliśmy obraną drogą, asfalt poprowadził nas gładko na .... jakieś podwórko!!!! Wszyscy stanęli i wybuchnęli śmiechem, po czy zawrócili, ale żebyście widzieli zdezorientowane miny gospodarzy!!! Koniec, końców znaleźliśmy dobrą drogę, nie była ona asfaltowa, pięła się stromo pod górę, ale w dobrym kierunku:) I tak dotarliśmy do żółtego szlaku, którym zjechaliśmy w Dolinę Eliaszówki, zaiste piękną zwłaszcza o tej porze roku. Był też dający wiele radości techniczny odcinek, który kończył się przy źródle Św. Eliasza. Po uzupełnieniu bidonów, postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Klasztor w Czernej mający ponad 750 lat. Wiązało się to z dodatkowym podjazdem;) MC zabawił tu dłużej z aparatem, co spowodowało, że się rozdzieliliśmy i było trochę zamieszania. Ostatecznie jednak szybko się znaleźliśmy i pojechaliśmy dalej. Minęliśmy Kopalnię Wapienia Czatkowice, pięknie wyglądającą w świetle zachodzącego słońca, i rozpoczęliśmy wspinanie się na podjazd do Miękini. Dał się on w kość gdyż byliśmy już dość zmęczeni, jednak nikt nie żałował udziału w tym bonus tracku;)
Należy również zaznaczyć, że wieczorem wszyscy zasiedliśmy do ogniska, co tam się działo długo by pisać, zapraszam do oglądnięcia zdjęć;)
Zdjęcia:
Tagi:
Dolina Mnikowska MiękiniaKomentarze:
brakDodaj komentarz:
Najbliższe wyjazdy
Aktualnie nie mamy zaplanowanego żadnego wyjazdu. Jeżeli chcesz możesz sam dodać propozycję wyjazdu. Poczujemy się zaproszeni :)
Dodaj najbliższy wyjazd »
Dodaj najbliższy wyjazd »