Data: 27.12.2005, wtorek

A jednak się kręci!!

Trasa: Lasek Wolski
Dystans: 40 km
Rowerzystów: 4
Gleb: 0
Gum: 0
Snowbike
Powoli staje się tradycją, że sezon zamykamy wycieczką w ostatni tydzień grudnia. Jak na grudzień przystało temperatura była ujemna, a na ziemi leżał śnieg, nie za wiele, ale zawsze;) Skład zebrał się zacny czteroosobowy, po dłuższej przerwie znów zawarczał Azar! Oczywiście gwarantowało to już odpowiedni klimat wycieczki. Ruszyliśmy więc radośnie na podbój Lasku Wolskiego, tradycyjnej areny naszych zimowych zmagań. Po solidnej rozgrzewce, jaką zapewnił nam podjazd pod RMF, skręciliśmy w teren na zielony szlak wiodący przez malownicze zakamarki Sikornika. Niestety pięknym widokom nie poświęcaliśmy zbyt wiele czasu, gdyż należało się znacznie skoncentrować, aby nie glebnąć na jakimś kawałku lodu czy innej ciekawej niespodziance, których wiele czyha zimą. Po kilkuset metrach względnie płaskiej drogi przyszła kolej na trudniejsze zadanie, czyli podjazd. Walka była twarda, ładnie widać ją na zdjęciach, nie poddaliśmy się rzecz jasna i w końcu stanęliśmy na szczycie mając przed sobą Białą Drogę. Oczywiście w tym miejscu nasze emocje i wyczyny nie są do opisania, mogę tylko nie skromnie zaznaczyć, że udało mi się w tych zimowych warunkach dobić do 40:D. Po chwili uniesienia czekał nas kolejny podjazd, więc spokojnie terenem wykręciliśmy po ZOO. Gdzie miał miejsce postój konsumpcyjne, bufetem wzniośle nazywany. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy nie kombinować i uderzyliśmy no kolejne mocne zjazdy, żółtym a następnie czerwonym szlakiem aż do samych Wodociągów. Oczywiście nie zaspokoiło to naszych rowerowych apetytów i po kolejnej redukcji przełożeń wspięliśmy się serpentyną i al. Wędrowników pod klasztor. Jednak nie myślcie sobie, że podjazd asfaltem to pikuś!!! W pewnym miejscu droga była oblodzona na całej szerokości i nagle z znienacka, cała nasza ekipa została przyziemiona w dość brutalny sposób. Oczywiście najtwardsze lądowanie miał Azar. Korzystając z nieocenionej pomocy, jaką była kolce w butach zeszliśmy na pobocze i pojechaliśmy dalej skręcając znów w teren na niebieski szlak następnie zjeżdżając do Zakamycza i powrotem pod górę koło obserwatorium zielonym szlakiem aż do Kopca Piłsudskiego. Tutaj nie mogliśmy się oprzeć pokusie zdobycia tego najwyższego w Krakowie wzgórza. Niestety widok tego dnia był raczej marny, a do tego wiatr niemiłosierny, który szybko przegnał nas w dół. Po kilku pamiątkowych zdjęciach dokonaliśmy konsumpcji pozostałych nam dóbr. Warto zaznaczyć, że pod Kopcem pojawił się stojak dla rowerów, z którego nie omieszkaliśmy skorzystać. Następnie uderzyliśmy na czerwony szlak, Wesołą Polanę, aby całą zabawę zakończyć w Parku Decjusza. Dopiero tam spotkaliśmy pierwsze tego dnia pokrewne nam zroweryzowane dusze, co MC skwitował hasłem: A jednak się kręci!! Wracaliśmy wałami Rudawy i Bulwarami szczęśliwi, choć nieco zmarznięci myśląc już o otwarciu kolejnego sezonu…

Autor relacji:

miszczu komin


Uczestnicy:

azari
Piotr Idzi
Buli buli
Dominik Grządziel
mc
Michał
miszczu komin
Przemek Mrozek

Zdjęcia:

Tagi:

brak

Komentarze:

brak

Dodaj komentarz: